Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

Z niewysłowionych twych zasług najmniejszą,
Niech lud zapomni swej dla mnie wierności.
Tytus  (do Tamory). Cesarza jesteś teraz branką pani,
Twojej minionej pamiętny wielkości
Ciebie i twoich szlachetnie opatrzy.
Saturn.  Prawdziwie, jąbym wybrał na królowę,
Gdyby mi przyszło wybierać na nowo.
Chmurne twe czoło rozjaśń, piękna pani:
Choć cię los wojny z wielkości twej strącił,
Nie pójdziesz w Rzymie na ludzi pogardę,
Ale królewskie znajdziesz w nim przyjęcie.
Ufaj mi, pani, i nie trać nadziei;
Ten co cię słowem swem krzepi, jest zdolny
Większą cię zrobić od Gotów królowej.
Lawinio, czy ci nie wstrętne te słowa?
Lawinia.  Nie, bo szlachetność twa jest mi rękojmią,
Że to monarszej tylko znak dobroci.
Saturn.  Dzięki, Lawinio. Lecz czas się oddalić.
Jeńcom dajemy wolność bez okupu.
Przy bębnów grzmocie wybór mój ogłoście.

(Rozmawia z Tamorą).

Bassyan.  (chwytając Lawinię). Tytusie, pozwól, dziewica ta moją.
Tytus.  Co mówisz, książę?
Bassyan.  Mówię tylko prawdę,
Przygotowany własną sobie ręką
Wymierzyć, jeśli trzeba, sprawiedliwość.
Markus.  Suum cuique, to rzymskie jest prawo;
Słusznie więc bierze, co mu się należy.
Lucyusz.  A co zatrzyma, póki Lucyusz żyje.
Tytus.  Precz, precz stąd, zdrajcy! Gdzie jest straż cesarska?
Zdrada mój panie! Lawinia porwana!
Saturn.  Przez kogo?
Bassyan.  Tylko przez tego, co może
Choćby i ostrzem odebrać bułata
Swą narzeczoną z rąk całego świata.

(Wychodzą: Markus i Bassyanus z Lawinią).

Mucyusz.  Śpieszcie im w pomoc, bracia, ja z mej strony
Drzwi tej komnaty zamknę mym orężem.