Saturn. Wstań, wstań! przemogły słowa cesarzowej.
Tytus. Dzięki ci pani! i tobie, o, panie!
Twe słowa, wzrok twój, wróciły mi życie.
Tamora. Tytusie, jestem teraz Rzymu cząstką,
Przybraną córką rzeczypospolitej,
A dobre rady są mą powinnością.
W tym dniu, Tytusie, wszelka niechęć kona.
Niech mi to będzie chlubą, żem cię mogła
Pogodzić, panie, z twymi przyjaciołmi.
(Do Bassyana). Za ciebie, książę, dałam cesarzowi
Słowo, że będziesz nadal potulniejszy.
Bądźcie bez trwogi, panowie, Lawinio,
A za mą radą wszyscy na kolanach
O przebaczenie błagajcie cesarza.
Lucyusz. Czynię to chętnie, bo niebo nam świadkiem,
Żeśmy stanęli bez żadnej złej myśli,
W obronie siostry drogiego honoru.
Markus. Co ja honorem moim tu poświadczam.
Saturn. Skończmy więc na tem, dość już słów natrętnych.
Tamora. Nie, nie, musimy rozstać się w przyjaźni.
Trybun o łaskę prosi z synowcami,
Daj ją, cesarzu; nie przyjmę odmowy.
Saturn. Przez wzgląd na ciebie i na twego brata,
Na przekładania drogiej nam Tamory,
Przebaczam szpetnej młokosów tych winie.
Wstańcie! — Lawinio, choć mnie opuściłaś
Jak liche chłopię, przyjaciołkęm znalazł,
Bom na śmierć przysiągł, że od stóp ołtarza
Bez poślubionej nie odejdę żony.
Jeśli na dworze cesarskim dość miejsca
Na dwóch małżonek uczciwe przyjęcie,
Lawinio, bądź mym gościem z przyjaciołmi;
Tamoro, dzień ten poświęćmy miłości.
Tytus. Jeśli łaskawie raczysz, panie, jutro
Polować ze mną panterę i łanię,
Z psami i rogiem przyjdziem na dzień dobry.
Saturn. Twe zaprosiny przyjmuję z wdzięcznością. (Wychodzą).