Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

I teraz myślisz, że groźbą mnie strwożysz.
Nie rok różnicy wdzięk mi odejmuje,
Albo nade mną tryumf ci zapewnia.
Mogę kochance jak ty służyć wiernie
I wierną służbą na miłość zarobić;
Tego w potrzebie szablą ci dowiodę,
Praw moich broniąc do serca Lawinii.
Aaron.  Gdzie straż? Te gaszki chcą pokój zamącić.
Demetr.  Dzieciuchu, chociaż w chwili nierozwagi
Matka do boku przypięła ci szpadkę,
To już przypuszczasz, że grozić ci wolno?
Każ ten rożenek w pochwie zalutować,
Zanim się lepiej robić nim poduczysz.
Chiron.  Tymczasem na co z mą małą zręcznością
Mogę się dzisiaj ważyć, wnet zobaczysz.
Demetr.  Taki zuch z ciebie? (Dobywają mieczy).
Aaron.  Co znowu, panowie?
Śmiecież tak blizko cesarskiego zamku
Dobywać szabli do otwartej walki?
Wiem dobrze powód waszej nienawiści;
Za skarby świata nie chciałbym, by doszedł
Tych wiedzy, których dotyczy najwięcej;
A matka wasza i za więcej nawet
Tejby niesławy nie chciała doczekać
Na rzymskim dworze. Przez wstyd, skończcie swary!
Demetr.  Nie, póki w piersiach jego nie utopię
Mego oręża, w gardło mu nie wtłoczę
Słów na ohydę moją wyrzeczonych.
Chiron.  Jam na to równie jest przygotowany,
Piorunujący językiem twym tchórzu,
Ale nie śmiący orężem słów poprzeć.
Aaron.  Na bóstwa Gotów walecznych przysięgam:
Wszystkich nas zwada zgubi ta dziecinna!
Skończcie! Nie wiecież, jak jest niebezpiecznie
Na prawa księcia zuchwale się ważyć?
Co? Czy Lawinia taką rozpustnicą,
A tak wyrodnym stał się Bassyanus,