Aaron. Mądryby myślał, że straciłem rozum,
Gdy pod tem drzewem tyle złota grzebię,
Które już nigdy do mych rąk nie wróci.
Niech jednak o mnie tak licho nie myśli;
Ukuję bowiem z tego złota fortel,
Który przezorną kierowany myślą
Stworzy prawdziwe zbrodni arcydzieło.
Czekaj tu złoto, na tych, co śmierć dłużną
Znajdą z cesarskiej skarbnicy jałmużną.
Tamora. Czemuś tak smutny, drogi Aaronie,
Gdy ziemia cała jaśnieje weselem?
Szczęśliwe ptaki świergocą w gęstwinie,
Na słońcu wąż się w kłąb zwinął z radością,
Zielone listki wiatr wonny kołysze
I centkowany cień na ziemię rzuca;
W tym cieniu siądźmy, słodki Aaronie,
I gdy psom wtórzy echo gadatliwe
I szorstkim rogów dźwiękom odpowiada,
Jakby podwójne wrzało polowanie,
Słuchajmy dzikiej myśliwców muzyki,
A po utarczce, jaką stoczył niegdyś
Błędny Eneasz z kartagińską panią,
Gdy ich szczęśliwa burza zaskoczyła,
A niema grota swym owiła cieniem,
Wzajemnym ramion ściśnieni łańcuchem,
Zamknijmy oczy pod snu złotem skrzydłem,
Gdy psów i rogów i ptastwa melodya
Będzie nam jakby mamki słodką pieśnią,
Do snu niemowlę swoje kołyszącą.
Aaron. Pani, jeżeli Wenus teraz włada
Twemi myślami, memi rządzi Saturn.
Co wzrok mój znaczy dziki, nieruchomy,