Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA III.
Odludna część lasu.
(Wchodzi Aaron).

Aaron.  Mądryby myślał, że straciłem rozum,
Gdy pod tem drzewem tyle złota grzebię,
Które już nigdy do mych rąk nie wróci.
Niech jednak o mnie tak licho nie myśli;
Ukuję bowiem z tego złota fortel,
Który przezorną kierowany myślą
Stworzy prawdziwe zbrodni arcydzieło.
Czekaj tu złoto, na tych, co śmierć dłużną
Znajdą z cesarskiej skarbnicy jałmużną.

(Wchodzi Tamora).

Tamora.  Czemuś tak smutny, drogi Aaronie,
Gdy ziemia cała jaśnieje weselem?
Szczęśliwe ptaki świergocą w gęstwinie,
Na słońcu wąż się w kłąb zwinął z radością,
Zielone listki wiatr wonny kołysze
I centkowany cień na ziemię rzuca;
W tym cieniu siądźmy, słodki Aaronie,
I gdy psom wtórzy echo gadatliwe
I szorstkim rogów dźwiękom odpowiada,
Jakby podwójne wrzało polowanie,
Słuchajmy dzikiej myśliwców muzyki,
A po utarczce, jaką stoczył niegdyś
Błędny Eneasz z kartagińską panią,
Gdy ich szczęśliwa burza zaskoczyła,
A niema grota swym owiła cieniem,
Wzajemnym ramion ściśnieni łańcuchem,
Zamknijmy oczy pod snu złotem skrzydłem,
Gdy psów i rogów i ptastwa melodya
Będzie nam jakby mamki słodką pieśnią,
Do snu niemowlę swoje kołyszącą.
Aaron.  Pani, jeżeli Wenus teraz włada
Twemi myślami, memi rządzi Saturn.
Co wzrok mój znaczy dziki, nieruchomy,