Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

Moje milczenie i twarzy pochmurność?
Czemu wełnistej głowy mojej runa
Każdy się włosek rozwija jak żmija,
Gdy ma łup zębem jadowitym chwycić?
O, nie miłosnych myśli są to znaki;
Zemsta w mem sercu, śmierć w mojej jest dłoni,
A krew w mej głowie kuje zemsty oręż.
Słuchaj, Tamoro, pani mojej duszy,
Dla której niebem twoje towarzystwo,
To dzień ostatni jest życia Bassyana;
Język dziś straci jego Filomela,
Czystość jej twoi zrabują synowie,
Swe ręce we krwi omyją Bassyana.
Weź list ten proszę, a w cesarza ręce
Fatalny zwitek oddaj bez spóźnienia.
Nie pytaj więcej, widzę, że nadchodzi
Upragnionego część naszego łupu,
Której o blizkiej śmierci się nie marzy.

(Wchodzą: Bassyanus i Lawinia).

Tamora.  Słodki murzynie, słodszy mi nad życie!
Aaron.  Skończ, bo Bassyanus przybliża się do nas.
Szukaj z nim zwady; twych przywołam synów,
By ją poparli jakkolwiek poczętą (wychodzi).
Bassyan.  Kogóż ja widzę? Rzymska cesarzowa
Bez straży swojej świetnego orszaku?
Czy to Dyana owita jej szatą
Swe poświęcone opuściła gaje,
By się w tych lasach przyjrzeć polowaniu?
Tamora.  Tajnych przechadzek mych szpiegu zuchwały,
Gdybym potęgę Dyany posiadła,
Skrońby się twoja nastrzępiła rogiem,
A twe ogary rozszarpały wściekle,
Jak Akteona przemienione członki,
Wstrętny prostaku.
Lawinia.  Wiem, dostojna pani,
Że dar masz wielki ludziom dawać rogi,
I ta samotna z murzynem przechadzka
Jest pewno nową sztuki twojej próbą.