Lucyusz. Kto ci te męki, droga siostro zadał?
Markus. Ach, ten rozkoszny myśli jej instrument,
Co je tak dźwięczną szczebiotał wymową,
Z tej swojej pięknej wyrwany jest klatki,
Gdzie jak ptak śpiewny słodkie nucił pieśni,
Zachwycające swych słuchaczów uszy.
Lucyusz. Więc powiedz za nią, kto zbrodni jest sprawcą?
Markus. Tak ją znalazłem po lesie błądzącą,
Aby się ukryć jak lękliwa sarna
Nieuleczoną raną zakrwawiona.
Tytus. To moja sarna, a ten, co ją ranił,
Dotknął mnie ciosem od śmierci straszniejszym,
Bo stoję teraz jak żeglarz na skale,
Co mórz otoczon pustynią bez końca,
Widzi, jak fala po fali się wzdyma,
Czeka co chwila, aż bałwan ostatni
Słoną, łakomą połknie go gardzielą.
Moi synowie na śmierć szli tą drogą,
Wygnany tułacz tu syn trzeci stoi,
A tam nad moim losem brat płaczący;
Lecz dla mej duszy boleść nad boleści
Jest ma Lawinia, droższa mi nad duszę.
Gdybym twój obraz w takim ujrzał stanie,
Mógłbym oszaleć, cóż więc ze mną będzie,
Kiedy tak widzę żywe twoje ciało?
Nie masz rąk, żeby łzy otrzeć gorące,
Nie masz języka, by mi wypowiedzieć,
Kto jest męczarni wszystkich twoich sprawcą;
Mąż twój zabity, a za jego życie
Już bracia twoi życiem zapłacili.
Spójrz na nią, bracie, spójrz i ty Lucyuszu;
Gdym braci wspomniał, świeżych łez kropelki
Spadły na lica jej jak miodna rosa
Na uszczyknięte, prawie zwiędłe lilie.
Markus. Może dlatego płacze, że jej męża
Zabili, może, że zna ich niewinność.
Tytus. Jeśli zabili męża twego, ciesz się!
Surowe prawo śmierć jego pomściło.
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/258
Ta strona została skorygowana.