Lecz nie, nie oni morderstwa sprawcami,
Żal siostry świadkiem ich jest niewinności.
Twe drogie usta daj mi pocałować,
Lub pokaż, jak ci ulgę przynieść mogę.
Czy chcesz z twym stryjem, z twym bratem i ojcem
Usiąść nad brzegiem krynicy, schylona
Patrzeć na nasze skalane oblicza,
Jak łąka jeszcze z ostatniej powodzi
Nieosuszonym obryzgana mułem?
Czy chcesz tak długo w jej patrzeć zwierciadło,
Aż kryształowa wód jej przeźroczystość
Słodycz swą straci, naszych łez goryczą?
Mamyż, jak twoje ręce, uciąć nasze,
Ugryźć języki i na pantominach
Przepędzić resztę dni naszych bolesnych?
Co mamy począć? My, co mamy język,
Wymyślmy jaki nowy cierpień rodzaj,
Aby pokoleń przyszłych dziwem zostać.
Lucyusz. Osusz łzy, ojcze, bo patrz, na ich widok
Od łkań nieszczęsna zanosi się siostra.
Markus. Osusz łzy, bracie! Cierpliwość, Lawinio!
Tytus. Ach, bracie, bracie! wiem, że twoja chustka
Łez z mojej twarzy wypić nie potrafi,
Boś ją w twych własnych łez umaczał strudze.
Lucyusz. Droga Lawinio, lica otrę twoje.
Tytus. Słuchaj mnie, bracie; rozumiem jej znaki,
I gdyby język miała, swemu bratu
Toby wyrzekła, co ja ci mówiłem.
Chustka twa bracie, twoją łzą wilgotna,
Nie zdoła lic mych otrzeć bolejących;
Tak od współczucia dalekie ulżenie,
Jak od dnia raju piekielne są cienie. (Wchodzi Aaron).
Aaron. Pan mój przez moje ogłasza ci usta,
Że jeśli kochasz synów twych, Tytusie,
Byleś sam albo twój brat lub syn Lucyusz
Odciętą rękę posłał cesarzowi,
Ta ręka zbrodni ich będzie okupem.