Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/261

Ta strona została skorygowana.
(Odcina rękę Tytusowi. — Wchodzą: Lucyusz i Markus).

Tytus.  Zakończcie spór wasz; wszystko się spełniło.
Ty moją rękę oddaj cesarzowi,
Mów, żem nią tysiąc odbił niebezpieczeństw
Od jego głowy: niechaj ją pogrzebie;
Choć zasłużyła na więcej, niech raczy
Choć to jej przyznać. W moich synach widzę
Dwa małym kosztem nabyte klejnoty,
A jednak drogie, bom swoje odkupił.
Aaron.  Idę, Tytusie, a za twoją rękę
Za chwilę twoich dwóch powitasz synów.
(Na str.). To jest ich głowy. Jakże to łotrowstwo
Tuczy mnie samą nawet o niem myślą!
Niech innym cnoty smakują słodycze,
Ja chcę mieć duszę czarną jak oblicze (wychodzi).
Tytus.  Tę rękę, niebo, podnoszę do ciebie,
Ku ziemi chylę słabe te ruiny,
I jeśli jakie bóstwo się lituje
Nad łzą niedoli, wznoszę głos do niego.
(Do Lawinii). Co, drogie serce, chcesz uklęknąć ze mną?
Więc klęknij, niebo naszych próśb wysłucha,
Lub westchnieniami zasępimy błękit
I kirem słońce powleczem jak chmury,
Gdy je wilgotnem otulają łonem.
Markus.  Mów o tem, czego człowiek dopiąć może,
A w tę rozpaczy nie rzucaj się przepaść.
Tytus.  Żal mój bezdenny nie jestże przepaścią?
Niechże i rozpacz ma bezdenną będzie.
Markus.  Ale rozumem, bracie, rządź twe skargi.
Tytus.  Gdyby niedolą taką rozum rządził,
I jabym boleść mógł w granicach zamknąć.
Gdy niebo płacze, czy niema wylewów?
Gdy ryczą wiatry, nie szalejeż morze,
Nie grozi niebu wzdętych fal gardzielem?
A ty mą rozpacz chcesz rozumem rządzić?
Ja morzem jestem. Słyszysz jej westchnienia?
Ona płaczącem niebem jest, ja ziemią,
Jej westchnieniami muszę wzdąć me morze,