Brzękiem rozpaczy powietrze napełnią!
Zabić to biedne, niewinne stworzenie!
Słodkiem brzęczeniem weselić nas przyszło,
A tyś je zabił!
Markus. O, przebacz mi, bracie,
To było czarne, paskudne muszysko,
Jak murzyn pani; dlategom ją zabił.
Tytus. O! O! Więc przebacz moje mi wyrzuty,
Bo miłosierny spełniłeś uczynek.
Daj mi nóż, ja też chcę jej trupa zelżyć,
Ciesząc się myślą, że to jest sam murzyn,
Który tu przyszedł, ażeby mnie otruć.
Masz! to dla ciebie, a to dla Tamory.
Ha! łotrze! — Jednak zdaje mi się, bracie,
Że jeszcze nie tak upadliśmy nizko,
Abyśmy we dwóch nie zdołali zabić
Muchy na obraz czarnego murzyna.
Markus. Biedna, boleścią zamącona głowa
Na rzeczywistość marne zmienia cienie.
Tytus. Ale czas powstać. Lawinio, chodź ze mną,
W twojej komnacie będę z tobą czytał
Ze starych czasów żałosne powieści.
Chodź i ty, chłopcze; twoje oczy młode,
Ty mnie zastąpisz, gdy wzrok mój zagaśnie.
Chłopiec. Ratuj, dziaduniu! bo moja stryjenka,
Nie wiem dlaczego, wszędzie za mną goni.