Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/270

Ta strona została skorygowana.

Dośćby bezpiecznem nie była schronieniem
Tych złych rzymskiego jarzma niewolników.
Markus.  Ha, dzielny chłopcze! I ojciec twój nieraz
Tak działał w sprawie niewdzięcznego Rzymu.
Chłopiec.  Bylem żył, pójdę za jego przykładem.
Tytus.  A teraz idźmy do mojej zbrojowni,
Tam cię ustroję; a potem, Lucyuszu,
W mojem imieniu synom cesarzowej
Poniesiesz dary, które im przeznaczam.
Wszak prawda, mego dopełnisz poselstwa?
Chłopiec.  Moim sztyletem w ich piersiach, mój dziadziu.
Tytus.  Nie, chłopcze, inny pokażę ci sposób.
Idźmy, Lawinio; bracie, pilnuj domu,
A ja z Lucyuszem pójdziemy dworować,
Pójdziem, naprawdę, a pójdziem z orszakiem.

(Wychodzą: Tytus, Lawinia i Chłopiec).

Markus.  O, Boże, cnoty jęk cię dolatuje,
A nad jej losem nie czujesz litości!
Lecz czuwać muszę w jego obłąkaniu
Nad tym, co w sercu więcej ma ran smutku
Niż na swej tarczy cięć nieprzyjacielskich,
A w uczciwości swojej mścić się nie chce.
Ty więc, o Boże, bądź jego mścicielem! (wychodzi).

SCENA II.
Sala w pałacu.
(Wchodzą: Aaron, Chiron i Demetryusz z jednej strony, z drugiej młody Lucyusz i Sługa z wiązką oręży, na których stoją wypisane wiersze).

Chiron.  Przychodzi do nas, bracie, syn Lucyusza
I, jak powiada, przynosi poselstwo.
Aaron.  Jakieś szaleństwo szalonego dziadka.
Chłopiec.  Z całą pokorą składam wam, panowie,
Hołd wam należny, w imieniu Tytusa.
(Na str.) A proszę bogów, by was na proch starli.
Demetr.  Dziękujem, miły chłopcze, co za wieści?