Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/277

Ta strona została skorygowana.

W związku z Gotami skarćmy Rzym niewdzięczny,
Na Saturninie pomścijmy się zdrajcy!
Tytus.  No, co, Publiuszu? No, i cóż, panowie,
Czyście spotkali ją gdzie?
Publiusz.  Nie, mój panie,
Lecz ci przynoszę słowo od Plutona:
Jeśli chcesz zemsty, piekło dać ją może;
Lecz sprawiedliwość, jak myśli, jest teraz
Z Jowiszem w niebie lub może gdzieindziej
Tak zatrudniona, że musisz poczekać.
Tytus.  Krzywdzi mnie, próżną karmić chcąc nadzieją.
Sam w płomieniste rzucę się jezioro,
Z dna ją Kocytu za pięty wyciągnę.
Krzaki z nas tylko, mój Marku, nie cedry,
Ani olbrzymy z kościami Cyklopów;
Metal nasz jednak, choć silnego hartu,
Krzywd nie wytrzyma, które na nas spadły.
Sprawiedliwości gdyśmy nie znaleźli
Ni tu ni w piekle, musim bogów prosić,
By ją nam z nieba przysłali na krzywdy
Naszej mścicielkę. A więc do roboty! (Rozdaje strzały).
Tobie, dobremu łucznikowi, Marku,
Daję tę strzałę ad Jovem, a tobie
Ad Apollinem, ta do Merkurego,
Ta do Saturna, nie do Saturnina;
Baczność, Kajuszu, w takim bowiem razie
Lepiejbyś zrobił, gdybyś na wiatr strzelił.
No, chłopcze, żwawo! Marku, na znak strzelaj!
Udało mi się pismo, daję słowo;
Niema jednego boga bez supliki.
Markus.  Wypuśćmy wszystkie strzały ku dworowi,
To w jego dumie ubodzie cesarza.
Tytus.  Strzelajcie teraz. (Strzelają). Brawo, mój Lucyuszu!
Na łono Panny, niech odda Palladzie.
Markus.  Jam milę dalej za księżycem mierzył;
W tej chwili list twój u stóp jest Jowisza.
Tytus.  Ha, ha, Publiuszu, a co ty zrobiłeś?
Toć odstrzeliłeś jeden róg Bykowi.