Świstki właściwe dla ulicznej rzeszy!
Czy to senatu nie jest szkalowaniem,
Trąbieniem naszej niesprawiedliwości?
Żart wyśmienity! To jakby kto mówił:
Sprawiedliwości darmo w Rzymie szukać.
Lecz póki żyję, udane szaleństwo
Żadną obroną obelg tych nie będzie.
On i ród jego dowiedzą się wkrótce,
Że sprawiedliwość w Saturninie żyje;
Jeśli usnęła, tak dobrze ją zbudzę,
Że we wściekłości swojej na proch zgniecie
Najdumniejszego w Rzymie buntownika.
Tamora. Łaskawy panie, drogi Saturninie,
Mojego życia i myśli mych władco,
Ukój się, przebacz winom Andronika,
Skutkom żałoby po walecznych synach,
Których śmierć ciężko przeszyła mu serce.
Pokrzep go raczej w jego utrapieniach,
Miast karcić za te obelgi pierwszego
Lub ostatniego z twych wiernych poddanych.
(Na stronie) Tak mówić mądrej przystoi Tamorze:
Lecz cię do głębi dotknęłam, Tytusie;
Twa krew wypłynie, a byle Aaron
Był mądry, okręt do portu zawinie. (Wchodzi Pajac).
Dobry człowieku, czy mówić chcesz z nami?
Pajac. A jużci, jeśli wasza pańskość jest cesarska.
Tamora. Ja cesarzowa, lecz tam siedzi cesarz.
Pajac. To on. Niechże wam pan Bóg i święty Szczepan dobre dadzą zdrowie. Przyniosłem wam list i parę gołąbków. (Saturninus czyta list).
Saturn. Tego mi człeka powiesić natychmiast!
Pajac. Ile dostanę w brzęczącej monecie?
Tamora. Na szubienicy dostaniesz postronek.
Pajac. Postronek? A to na śliczny, jak widzę, koniec przyniosłem tu moje gardło. (Wychodzi pod Strażą).
Saturn. Oburzające i nieznośne krzywdy!
Mamże potworne znosić te obelgi?
Wiem, w czyjej głowie myśl ta się wylęgła.