Zaklęciem słodszem lecz niebezpiecniejszem,
Niż rybom nęta lub owcom miodunka,
Gdy pierwsza haczyk śmiertelny osłania,
A druga strawą zabija rozkoszną.
Saturn. Lecz on nie pójdzie syna za nas błagać.
Tamora. Pójdzie, cesarzu, na Tamory prośbę;
Słów bowiem moich złotą obietnicą
Tak stare jego uszy opanuję,
Że choćby nawet z kamienia miał serce,
Choćby był głuchy, i serce i ucho
Będą posłuszne memu językowi. (Do Emiliusza)
Lecz ty idź pierwszy i bądź naszym posłem,
Powiedz, że cesarz z walecznym Lucyuszem
Chce się rozmówić; a miejscem zebrania
Niechaj dom będzie starego Tytusa.
Saturn. Dopełń poselstwa twojego z honorem.
Jeżeli będzie zakładników żądał
Dla bezpieczeństwa, na wszystko pozwalam.
Emiliusz. Co każesz, panie, wykonam bez zwłoki (wychodzi).
Tamora. A teraz idę odwiedzić Tytusa,
Sztuk moich siłą skłonić, aby syna
Wyrwał z pośrodka dzielnych Gotów armii.
Teraz, cesarzu, rozjaśń znowu czoło,
Trwogę twą całą w mych pogrzeb fortelach.
Saturn. Idź, a niech twoim szczęści się zamysłom! (Wychodzą).
Lucyusz. Dzielni rycerze, wierni przyjaciele,
Oto list z Rzymu, w którym mi donoszą,
Jak wszystkich serca brzydzą się cesarzem,
A jak wzdychają, żeby nas zobaczyć.