Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

Ta perła oczy pani swej olśniła,
A to jest owoc szpetnej ich rozpusty.
Mów, rybooki nędzniku, gdzie niosłeś
Ten żywy obraz twej dyabelskiej twarzy?
Dlaczego milczysz? Czyś głuchy? Ni słowa?
Żołnierze, na tem powieście go drzewie,
A przy nim owoc jego bezecności.
Aaron.  Szanujcie dziecko, krew jego królewska!
Lucyusz.  Zbyt ci podobny, na co uczciwego.
Powieście dziecko, niech ojcowską duszę
Wierzgania jego rozedrą katusze.
Dajcie drabinę!
Aaron.  Lucyusz, ocal dziecko,
W mem je imieniu oddaj cesarzowej,
A na zapłatę opowiem ci sprawy,
Które niemałą przyniosą ci korzyść.
Nie chcesz? Zamilknę, niech się co chce dzieje,
A na was wszystkich niech zemsty duch wieje!
Lucyusz.  Mów, jeśli słowa są twe po mej myśli,
Pod mą opieką żyć będzie twe dziecko.
Aaron.  Po twojej myśli? Wierzaj mi, Lucyuszu,
Słowa me duszy twej będą męczarnią,
Bo muszę mówić o gwałtach, morderstwach,
Obrzydłych sprawach, czynach jak noc czarnych,
Występnych spiskach, zdradach, nikczemnościach,
O dokonanych bez litości zbrodniach;
Wszystko to z sobą do grobu poniosę,
Jeśli mi łaski dziecka nie przysiężesz.
Lucyusz.  Mów, a powtarzam, twe dziecko żyć będzie.
Aaron.  Przysięgnij wprzódy, a wszystko opowiem.
Lucyusz.  Na co mam przysiądz? Ty w Boga nie wierzysz,
Jakżebyś mojej uwierzył przysiędze?
Aaron.  Nie wierzę w Boga; lecz cóż to dla ciebie?
Wiem, że ty wierzysz, że w twojem masz sercu
To, co u ludzi sumieniem się zowie,
I tysiąc innych popich zabobonów,
Które z pobożną chowałeś pokorą;
Dlatego twej się domagam przysięgi.