Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/295

Ta strona została skorygowana.

Który ich matce smakował, jak widzę,
Gdy jadła mięso, które wykarmiła.
To prawda, prawda, świadkiem nóż mój ostry.

(Zabija Tamorę).

Saturn.  Giń, wściekły zbójco, za ten czyn przeklęty

(Zabija Tytusa).

Lucyusz.  Możeż syn patrzeć na krew swego ojca?
Krew za krew, miarę równą płacę miarą.

(Zabija Saturnina. — Lud rozbiega się w przestrachu).

Markus.  Od trwogi blade, smutne Rzymu dzieci,
Nieprzewidzianą rozegnane burzą,
Jak stado ptaków wichru powiewami,
Słuchajcie, ja was nauczę, jak znowu
W snop jeden związać kłosy rozproszone,
Z rozdartych członków jedno zlepić ciało,
By Rzym swą własną nie został ruiną,
By ten, któremu hołdują królestwa,
Jakby wyrzutek rozpaczą miotany,
Sam przeciw sobie nie podniósł prawicy.
Lecz jeśli siwe te włosy, te marszczki,
Poważne świadki doświadczenia wieku,
Waszej nie mogą zjednać mi baczności,
(Do Lucyusza). Przemów ty do nich, Rzymu przyjacielu,
I mów, jak niegdyś przodek nasz Eneasz
Uszom zbolałej miłością Dydony
Bolesne dzieje w słowach uroczystych
Prawił o strasznych nocy tej płomieniach,
W której Grek chytry zdradą podszedł Troję,
Jaki nam Synon uszy zaczarował,
I kto fatalną wprowadził machinę,
Co pierś zakrwawia Rzymu, naszej Troi.
Serce me nie jest z kamienia ni stali,
I gdy o naszych mówić chcę goryczach,
W łez moich morzu toną moje słowa,
I milknę właśnie w chwili, w której miałem
Obudzić w waszych sercach miłosierdzie.
Niech wódz ten mówi, niech na jego słowa
Serca wam biją i łzy wasze płyną.