Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

A jeśli możesz, przyjdziesz mnie obudzić
O czwartej rano. Jestem napół śpiącą.

(Wychodzi Pani dworska).

Twej się opiece polecam, o Boże!
Strzeż mnie od wróżek i od nocnych pokus,
Strzeż mnie, o Panie!

(Usypia. — Jachimo wychodzi z kufra).

Jachimo.  Świerszcze śpiewają, a znużony pracą
Człowiek w spoczynku sił nowych nabiera.
Tak nasz Tarkwiniusz o takiej godzinie
Ostrożną nogą po sitowiu stąpał,
Zanim obudził czystość, którą skalał. —
O, Cytereo, jak stroisz twe łoże!
O lilio, bielsza od twych prześcieradeł!
Pozwól się dotknąć! Jeden pocałunek!
Nieporównane rubiny! jak słodkie!
Oddech jej wonią napełnia komnatę,
I płomień lampy ku niej się pochyla,
Jakby chciał zajrzeć pod śpiącej powieki,
I przysłonione zobaczyć światełka,
Pod ich powłoką białą i niebieską,
Lazurem niebios samych malowaną.
Ale czas drogi. Dla większej pewności,
Wierny komnaty zanotuję opis.
Takie obrazy — łoże jej tak strojne —
Tam okno, takie na ścianach obicia,
A na nich takie a takie figury,
I treść ich taka. Lecz ciała jej znaki
Będą lepszymi powieści świadkami,
Niż opis mebli dziesięciu tysięcy.
Utul ją, śmierci obrazie, śnie ciężki!
Zmień ją na posąg śpiący na grobowcu!
Do mnie tu, do mnie! (Zdejmuje jej bransoletkę).
Jak łatwiej pod palcem
Od gordyjskiego ześlizga się węzła!
Jest moją. Będzie zewnętrzny to świadek,
Równie potężny jak wewnątrz sumienie,
Aby jej męża przywieść do szaleństwa.