Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/67

Ta strona została przepisana.

Które świat może czytać w mym żywocie.
Ciało me rzymskim posiekane mieczem,
Imię też moje głośne niegdyś było;
Król mnie poważał; gdzie mowa o dzielnych,
Tam me nazwisko było niedaleko.
Byłem jak drzewo, którego gałęzie
Pod swych owoców gięły się ciężarem;
Aż jednej nocy, burza czyli rozbój,
Zwiejcie jak chcecie, strzęsła me owoce,
Liście me nawet odarła, nagiego
Wiatrów i burzy zrobiła igrzyskiem.
Gwider.  Łask zmienność pańskich!
Belaryusz.  Jak wam już mówiłem,
Byłem niewinny, lecz dwóch nikczemników
Czysty mój honor fałszywą przysięgą
Przed Cymbelinem zdołało oczernić,
Że miałem tajne związki z Rzymianami.
Byłem wygnany, a od lat dwudziestu
Ta grota w skałach światom była moim;
Tu dnie pędziłem w uczciwej swobodzie,
Niebu spłacałem mój dług pobożności
Wiernej jak wprzódy. Lecz nie traćmy czasu:
Takie rozmowy strzelcom nie przystoją.
Kto pierwszy zwierzę swą powali strzałą,
Naszego święta niech ten będzie królem,
Dwaj inni będą służyć mu u stołu,
Gdzie myśl trucizny święta nam nie zaćmi,
Jak się to dzieje na królewskich ucztach.
Idźcie, w dolinie połączę się z wami.

(Wychodzą: Gwideryusz i Arwiragus).

Jak trudno iskrę natury przytłumić!
Oni nie wiedzą, że są króla dziećmi,
I król nie marzy o swych synów życiu;
Ja, w ich mniemaniu, jestem ich rodzicem,
A choć ubogo chowani w jaskini,
Przy której wejściu uginają czoła,
Myślą pałaców trącają sufity;
W najprostszych rzeczach coś w nich królewskiego