Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/104

Ta strona została przepisana.
—   94   —

zielono, i żeby ci teraz prawdę powiedzieć, jest ona teraz w dziekanii i zapewne już ślub wzięła.

(Wchodzi Kajusz).

Kajusz.  Gdzie byłem, pani Page? Na honor, zrobiłem ze mnie dudka, zaślubiłem un garçon, klopaka; to nie Anna Page; na honor, zrobiłem ze mnie dudka.
Pani Page.  Jakto? Czy nie wziąłeś wróżki zielono ubranej?
Kajusz.  Wziąłem, na honor, wziąłem, ale to było klopaka, na honor, cały Windsor przewróciłem (wychodzi).
Ford.  Dziwne to jednak rzeczy; któż więc uprowadził prawdziwą Annę?
Page.  Ze zgrozą zaczynam domyślać się prawdy. Patrzcie, zbliża się pan Fenton. (Wchodzą: Fenton i Anna Page). Co tam nowego, panie Fenton?
Anna.  Przebacz mi, ojcze! dobra matko, przebacz!
Page.  Powiedz, mi teraz, mościa panno, jak się to stało, że nie poszłaś w towarzystwie pana Chudziaka?

Pani Page.  Dziewczyno, czemu nie poszłaś z doktorem?
Fenton.  Wszystko opowiem, jej strach odjął mowę.
Mieliście zamiar gwałtem dać jej męża,
Bez miłosierdzia dla uczuć jej serca,
Ale co miłość dawno zjednoczyła,
Dziś ślub w kościele skojarzył na wieki.
Świętym jest przez nią grzech dziś popełniony,
I oszukaństwo jej obłudą nie jest,
Nieposłuszeństwem nazwać się nie może,
Bo ją ratuje od bezbożnych przekleństw,
Do których wieczny dawałyby powód
Gorzkie godziny przymuszonych związków.
Ford.  Darmo się gniewać, niema tu lekarstwa.
Małżonków związek w niebie przeznaczony:
Pieniądz grunt kupi, lecz nie kupi żony.

Falstaff.  Choć za główny cel waszych pocisków mnieście wybrali, pociechą jest dla mnie, że nie wszystkie wasze strzały trafiły.

Page.  Ha, i cóż robić! Fenton, szczęść ci, Boże!
Podleźć ten musi, co skoczyć nie może.
Falstaff.  Kto z psami w nocy polować zamierza,