Porcya. Bardzo mało — rano, kiedy trzeźwy, a najmniej po południu, kiedy pijany. W najprzychylniejszych dla siebie okolicznościach trochę gorszy od człowieka, w najprzeciwniejszych trochę lepszy od bydlęcia. W najgorszym razie mam otuchę, że mu się wymknąć potrafię.
Neryssa. Gdyby jednak chciał wybierać, a wybrał szczęśliwą szkatułkę, pogwałciłabyś wolę ojca, gdybyś go przyjąć nie chciała.
Porcya. To też, dla bezpieczeństwa, postaw kufel reńskiego wina na innej, bo wiem, że gdyby sam dyabeł siedział wewnątrz, a zewnątrz ta pokusa, wybierze ją. Gotowa jestem zrobić wszystko przody, Nerysso, nim rękę moją oddam gąbce.
Neryssa. Nie lękaj się, pani, by którykolwiek z tych pretendentów twoim został mężem. Już mnie uwiadomili o swojem postanowieniu, że wrócą do domów i dręczyć cię zalotami przestaną, jeżeli dla otrzymania twojej ręki trzeba koniecznie, stosownie do woli twojego ojca, między szkatułkami wybierać.
Porcya. Choćbym dożyła wieku Sybilli, umrę czystą jak Dyana, jeśli nie znajdę męża wedle ojcowskiego rozkazu. Cieszę się, że ta część zalotników tyle pokazała rozsądku, bo niema jednego między nimi, o którego odjeździe nie marzyłabym z rozkoszą. Niechże Bóg szczęśliwie ich prowadzi!
Neryssa. Czy nie przypominasz sobie, pani, młodego Wenecyanina, ćwiczonego w książkach a żołnierza, który tu przybył, jeszcze za życia twojego ojca, w towarzystwie markiza Montferratu?
Porcya. O, bardzo dobrze; zdaje mi się, że się nazywa Bassanio?
Neryssa. On właśnie. Ze wszystkich mężczyzn, na których biedne moje oczy poglądały kiedykolwiek, on najgodniejszy pięknej żony.
Porcya. Pamiętam go dobrze; o ile pamiętam, pochwały twojej godny. (Wchodzi Służący).
Służący. Czterej cudzoziemcy pytają się o panią, chcą ją po-