Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/140

Ta strona została przepisana.
—   130   —

A przy modlitwach, jeśli moich oczu
Nie spuszczę skromnie, i nie westchnę: amen!
Jeśli nie będę chował praw grzeczności,
Jak mąż ćwiczony w formach uroczystych,
Aby na względy babki swej zarobić:
Nie wierz mi nigdy.
Bassanio.  Będziemy widzieli.
Gracyano.  Ale dzisiejszą tylko noc wyjmuję:
Z dzisiejszej nocy nie przesądzaj jutra.
Bassanio.  Byłaby szkoda. I owszem, tej nocy
Przywdziej rozpusty szatę najweselszą,
Bo mam przyjaciół, którzy chcą się bawić.
Bądź zdrów; mam jeszcze roboty niemało.
Gracyano.  Ja do Lorenca i przyjaciół śpieszę;
Lecz nie chybimy godziny wieczerzy.


SCENA III.
Wenecya. — Pokój w domu Szajloka.
(Jessyka i Lancelot).

Jessyka.  Smutno mi bardzo, że tak ojca rzucasz.
Dom nasz jest piekłem, a tyś był dyabełkiem,
Coś go choć z cząstki nudoty okradał.
Lecz bywaj zdrowy! — Dukat ten dla ciebie.
Słuchaj, jak tylko zobaczysz Lorenca,
Który dziś z nowym twym panem wieczerza,
Proszę cię, list ten oddaj mu tajemnie.
A teraz, bądź zdrów! Nie chcę, by mój ojciec
Widział nas razem.

Lancelot.  Bądź zdrowa! łzy są moim językiem. Najpiękniejsza poganko, najsłodsza Żydóweczko! jeżeli jaki chrześcijanin figla nie wypłata, żeby cię zyskać, omyliłbym się grubo. Ale bądź zdrowa! w głupich kroplach tonie trochę męski mój umysł. Bądź zdrowa! (Odchodzi).

Jessyka.  Bywaj mi zdrowy, dobry Lancelocie.
O, co za ciężki grzech na mem sumieniu,
Że ojca mego córką się być wstydzę!