Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/159

Ta strona została przepisana.
—   149   —

Pieśń.  Powiedz, gdzie się miłość rodzi?
Czy w głowie, czy w sercu wschodzi?
Co ją żywi, co ją płodzi?
Powiedz! Powiedz!
W jasnych oczach urodzona,
Blaskiem oczu wykarmiona,
A w kolebce swojej kona.
Więc miłości dzwońmy zgon;
Ja zaczynam: don, dyn, don!
Wszyscy.  Don, dyn, don!
Bassanio.  Boć blask pozorny może nicość słonić.
Świat ciągle zwodzi ozdobna powłoka.
Bo w sądach naszych gdzież jest tak zła sprawa,
Któraby słodkiem okraszona słówkiem,
Wad swych nie skryła? a jestże w religii
Herezya taka, co nie ma kapłana
Z poważną miną, zawsze gotowego
Pobłogosławić i tekstem ją stwierdzić,
Pięknem ubraniem słonić jej ohydę?
Niema występku, któryby zarazem
Na zewnątrz cnoty jakiej nie miał piętna.
Iluż to tchórzów, których pierś zwodnicza
Jest wałem z piasku; choć na twarzy noszą
Brodę Alcyda lub gniewnego Marsa,
To serce mają tak białe jak mleko?
Tylko narosty odwagi przybrali,
Aby świat trwożyć. Przyjrzyj się piękności,
A znajdziesz, że jest na wagę kupiona,
Że towar cuda z kobietami robi,
Że te się właśnie najlżejsze wydają,
Które najwięcej nabrały towaru.
Te złote, jak wąż wijące się sploty,
Z któremi wiatry rozkosznie igrają,
Blaskiem zwiedzone, wprzódy należały
Do czaszki, która dawno w grobie leży.
Tak więc strój tylko zwodniczym jest brzegiem
Zdradnego morza, lub szarfą uroczą,
Indyjską piękność przed okiem słoniącą,