O dnie szczęśliwe swojego zamęźcia.
Lorenco. Kto z nią przybywa?
Stefano. Nikt oprócz Neryssy
I pustelnika. Czy pan już powrócił?
Lorenco. Nie, dotąd żadnej o nim wiadomości.
Teraz, Jessyko, wracajmy do domu,
Pomyślmy, jakby piękną panią naszą
W chwili powrotu witać uroczyście. (Wchodzi Lancelot).
Lancelot. Hola ho! hola ho! hola ho!
Lorenco. Kto tam woła?
Lancelot. Hola ho! Czy nie widziałeś przypadkiem pana Lorenco i pani Lorenco? Hola ho!
Lorenco. Przestań wrzeszczeć, człowieku, tu jestem.
Lancelot. Hola ho! a gdzie?
Lorenco. Tu.
Lancelot. Więc mu powiedz, że przyszła poczta od mojego pana z pełnym rogiem dobrych nowin. Pan mój wraca przed świtaniem (wychodzi).
Lorenco. Idźmy, o droga, w domu na nich czekać.
Ale nie, po co w murach się zamykać?
Dobry Stefano, zapowiedz służącym,
Że lada chwila pani się pokaże.
Każ wyjść kapeli na wolne powietrze.
Jak słodko drzymie światło na pagórku!
Tu siądźmy, tutaj niech muzyki fale
W uszy nam płyną; nocy miękka cichość
Słodkiej harmonii przystoi najlepiej.
Usiądź, Jessyko; spojrzej, jak sklep nieba
Jasno wybity złotemi gwiazdami;
Najmniejsza kula wśród gwiazd tych tysiąca
W biegu swym śpiewa jak anioł niebieski,
Wtórując chórom młodych Cherubinów.
Taka harmonia w nieśmiertelnych duszach;
Ale dopóki w tem błocie znikomem
Duch nasz zamknięty, nie możem jej słyszeć.
Zacznijcie, hymnem rozbudźcie Dyanę,