Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/208

Ta strona została przepisana.
—   198   —

Aktor.  Jak sądzę, panie, to mówisz o Soto.
Pan.  Zgadłeś. W twej roli byłeś niezrównany.
W szczęśliwą dla mnie przybywacie porę,
Bo mam na myśli wyborną zabawę,
W której mi wielką będziecie pomocą.
Jest tu pan, który dziś chciałby was widzieć;
Na wstrzemięźliwość mogęż liczyć waszą?
Lękam się, żeby dziwactw jego widok
(Bo ten pan nigdy komedyi nie widział)
Waszych niewczesnych śmiechów nie wywołał,
I dostojnego nie obraził widza,
Bo was ostrzegam, że uśmiech wasz jeden
Może rozbudzić jego niecierpliwość.
1 Aktor.  Nie bój się, panie, zdołamy się wstrzymać,
Choćby to pierwszy na świecie był cudak.
Pan.  Prowadź mi zaraz gości do kredensu,
Niech każdy dobre znajdzie tam przyjęcie,
Niechaj żadnemu na niczem nie zbywa.

(Wychodzi Sługa z Aktorami).

A ty dopilnuj, by paź mój, Bartłomiej,
Natychmiast damskie wdział na siebie szaty,
Wprowadź go potem do izby pijaka,
Z wielką pokorą panią go nazywaj;
Z mojej zaś strony dobrze mu wytłómacz,
Że gdy na łaski me zasłużyć pragnie,
W postępowaniu swem niech naśladuje,
Jak widział wielkie damy przy swych mężach;
Niech siądzie skromnie przy pijaka łożu,
Niech mu powtarza słodkim, cichym głosem:
Racz mi powiedzieć, mężu mój i panie,
Czem ci potrafi twa pokorna żona
I posłuszeństwa i miłości dowieść?
Niech potem głowę na piersiach mu oprze,
Niech go słodkimi kusi całunkami,
I łzy wylewa jakgdyby z radości,
Że pan szlachetny powrócił do zdrowia.
Gdy przez lat siedem upornie powtarzał,
Że był obrzydłym, ubogim żebrakiem.