Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/211

Ta strona została przepisana.
—   201   —

2 Sługa.  Lubisz obrazy? Zaraz ci przyniesieni
Nad przezroczystą strugą Adonisa,
Albo Wenerę ukrytą śród trzciny,
Która w oddechu jej zda się kołysać,
Jak gdy po trzcinie lekki wieje zefir.
Pan.  Pokażem Jo, gdy jeszcze dziewicą
Była Jowisza wybraną kochanką;
Wszystko tak żywe, jakby rzeczywistość.
3 Sługa.  Lub Dafne, kiedy przez ciernie ucieka,
Z nóg podrapanych, zda się, że krew płynie;
Łzy i krew sztukmistrz tak wiernie przedstawił
Żeby na widok płakał sam Apollo:
Pan.  Ty jesteś panem i niczem jak panem,
A twoja pani pięknością prześciga
Wszystkie kobiety w tym wyrodnym wieku.
1 Sługa.  A nim łzy, które dla ciebie wylała,
Twarz jej uroczą bladością powlekły,
Była najpierwszym świata tego cudem,
Choć i dziś jeszcze żadnej nie ustąpi.
Slaj.  Więc jestem panem? i taką mam panią?
Lub czyli marzę, czy dotąd marzyłem?
Ale nie, nie śpię, widzę, słyszę, mówię,
Wącham zapachy, czuję rzeczy miękkość;
Trudno już wątpić, tak jest, jestem panem,
A nie Krzysztofem Slajem, nie kotlarzem.
Więc mi co żywo przyprowadźcie panią,
A jak mówiłem i kwartę podpiwku.
2 Sługa.  Czy wielkość wasza pragnie umyć ręce?

(Sługi przynoszą mu dzbanek, miednicę i ręcznik).

O co za radość, że rozum ci wrócił!
Że wiesz nakoniec, czem byłeś i jesteś!
Igraszką marzeń byłeś lat piętnaście,
Lub rozbudzony byłeś jak w marzeniu.
Slaj.  Przez lat piętnaście! a tom uciął szpaka!
I przez piętnaście lat nic nie mówiłem?
1 Sługa.  Mówiłeś, panie, lecz zawsze bez ładu.
Bo gdy w tej pięknej leżałeś komnacie,
Wołałeś, że cię wyrzucono za drzwi,