Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/225

Ta strona została skorygowana.
—   215   —

Grumio.  Swarliwej córki! najgorsze przezwisko
Ze wszystkich przezwisk dla młodej dziewczyny.
Hortens.  Teraz, Petruchio, wyświadcz mi przysługę:
W skromną, poważną przybranego odzież,
Przedstaw Baptyście, jak biegłego mistrza,
Zdolnego Biankę w muzyce ukształcić;
Tym bowiem tylko potrafię sposobem
Moją głęboką oświadczyć jej miłość,
Bez podejrzenia serce jej pozyskać.

(Wchodzą; Gremio i Lucencyo przebrany, z książkami pod pachą).

Grumio.  Nie, żadnego niema w tem szalbierstwa! Patrzcie tylko, jak się spikają młodziki, żeby starowinę oszukać! Panie, panie! spójrz tylko za siebie, kto idzie?

Hortens.  Milcz, Grumio! jest to jeden z mych rywali.
Na krótką chwilę odejdźmy na stronę.
Grumio.  Niema co mówić, ładna gachów para.

(Odchodzą na stronę).

Gremio.  O, bardzo dobrze; odczytałem pismo.
Słuchaj mnie; każ je prześlicznie oprawić;
Książki miłosne; nie zważaj na koszta,
Daj baczność, żeby nie czytała innych;
Czy mnie rozumiesz? A bądź przekonany,
Że oprócz płacy signora Baptysty
I ja się także skąpym nie pokażę.
Papiery także twoje wyperfumuj,
Bo ta, do której domu je poniesiesz,
Od wszystkich perfum stokroć jest wonniejsza.
Powiedz, co najprzód czytać jej zamierzasz?
Lucencyo.  Cokolwiek będziem czytać, wierzaj, panie,
Że twojej sprawy nie zaśpię na chwilę,
Jak sprawy mego dobrego patrona;
Myślę, że choćbyś sam był na mem miejscu,
Słów wymowniejszych nie zdołałbyś znaleźć,
Jeśli nie jesteś biegłym literatem.
Gremio.  O, ta nauka! Co to za skarb wielki!
Grumio.  O, dudku, dudku, co za osieł z ciebie!
Petruchio.  Cicho!