Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/236

Ta strona została przepisana.
—   226   —

Petruchio.  Któż nie wie, gdzie swe żądło osa chowa?
W ogonie.
Katarz.  Pleciesz, w języku.
Petruchio.  A czyim?
Katarz.  Twoim, jeżeli mówisz o ogonie.
A teraz żegnam.
Petruchio  (zatrzymując ją). Nie, nie, moja Kasiu,
Wierzaj mi, jestem szlachcic.
Katarz.  Zobaczymy (uderza go).
Petruchio.  Raz jeszcze spróbuj, a oddam ci z lichwą.
Katarz.  Gdybyś to zrobił, twójbyś herb utracił.
Gdy mnie uderzysz, nie jesteś szlachcicem,
A kto nie szlachcic, ten i herbu nie ma.
Petruchio.  Kasia heraldyk? o, wpisz mnie w twój herbarz!
Katarz.  A jaki herb twój? grzebieniasty kogut?
Petruchio.  I bez grzebienia, bądź tylko mą kurą.
Katarz.  Nie, nie, nie będę, bo piejesz jak kapłon.
Petruchio.  Dość tego, Kasiu, przestań być już kwaśną.
Katarz.  To w mej naturze, gdy widzę kwasówkę.
Petruchio.  Nie bądź więc kwaśną, niema tu kwasówki.
Katarz.  Jest na nieszczęście.
Petruchio.  A więc mi ją pokaż!
Katarz.  Nie mam zwierciadła.
Petruchio.  Myślisz o mej twarzy?
Katarz.  Jak na młodego, dobra to odpowiedź.
Petruchio.  Widzę, że jestem za młody dla ciebie.
Katarz.  A przecie zwiędły.
Petruchio.  Przez zbytnie kłopoty.
Katarz.  To z wszystkich moich kłopotów najmniejszy.

(Chce odchodzić).

Petruchio.  Tak mi się, Kasiu, nie potrafisz wymknąć.
Katarz.  Puść mnie, lub wkrótce tego pożałujesz.
Petruchio.  Nigdy! Kobiety słodszej nie widziałem;
Mówiono, żeś jest zła, dzika, ponura,
Dziś widzę, że to czarna była potwarz,
Boś jest wesoła, zabawna, uprzejma,
Powolna w mowie, wonna jak kwiat w maju,
Niezdolna zmarszczyć czoła, krzywo patrzyć,