Gremio i Tranio. Amen, my świadkami,
Petruchio. Żegnam was, ojcze, żono, przyjaciele,
Muszę się spieszyć, sobota za pasem.
Będziesz mieć suknie, pierścienie, klejnoty.
Kasiu, daj buzi! — A więc do soboty.
Gremio. Kto widział stadło prędzej skojarzone?
Baptysta. Dziś spekulacyę zrobiłem szaloną,
Dobiłem targu, chociaż stracę pono.
Tranio. Chowany towar w twoim psuł się domu,
Na morzu korzyść przyniesie, lub zginie.
Baptysta. Szukam jedynej korzyści — pokoju.
Gremio. Ktoby chciał przeczyć, że on pokój kupił?
Teraz, Baptysto, do twej młodszej córki.
Przyszedł nakoniec dzień długo czekany,
Jam twój jest sąsiad i pierwszy w zalotach.
Tranio. Ja kocham Biankę nad wszelkie wyrazy,
Nawet nad myśli twoich przypuszczenia.
Gremio. Młodziku, kochać jej, jak ja, nie możesz.
Tranio. Siwa twa broda wszelką mrozi miłość.
Gremio. Miłość twa, trzpiocie, pusta tylko piosnka;
Wiek jeden daje statek i dostatek.
Tranio. Lecz w oczach kobiet młodość jedna kwiatek.
Baptysta. Pozwólcie, proszę, ja spór wasz zakończę:
Czyny nie słowa rzecz rozstrzygną całą.
Kto większe wiano mej zapewni córce,
Temu zaręczam Bianki mojej miłość.
Mów signor Gremio, jaki robisz zapis?
Gremio. Naprzód, wiesz dobrze, iż dom mój, tu w mieście,
W złote i srebrne opływa naczynia,
W drogie miednice dla pięknych jej rączek;
W kufrach z słoniowej kości jest gotówka,
W szafach z cyprysu obicia, dywany,
Rzadkie materye, z makatu firanki,
Mnoga bielizna, tureckie poduszki,
Wszystkie perłami suto haftowane,
W złotych obłogach, weneckie koronki,
Z miedzi i cyny kuchenne naczynia,