Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/241

Ta strona została przepisana.
—   231   —

Baptysta.  Słuchajcie teraz, jaka moja wola:
W przyszłą niedzielę jest ślub Katarzyny,
W tydzień powiedziesz Biankę do ołtarza,
Jeśli przyniesiesz ojca potwierdzenie,
inaczej, signor Gremio ma pierwszeństwo.
A teraz żegnam, i obu dziękuję (wychodzi).
Gremio.  Bądź zdrów sąsiedzie! Nie trwożę się wcale;
Stary twój ojciec byłby postrzelonym,
Gdyby dał wszystko i na stare lata
W twoim żył domu na łaskawym chlebie.
Próbuj, zobaczysz, że nie tak jest łatwo
Starego lisa włoskiego wykurzyć (wychodzi).
Tranio.  Idź na złamanie karku, stary bzdyku!
Gram w grę wysoką i na swem postawię.
Skorom się uparł memu panu służyć,
Nie wiem, dlaczego mniemany Lucencyo
Na mniemanego nie zmieni się ojca:
Gdy się to uda, cud to będzie wielki,
Bo zwykłym trybem ojciec syna płodzi,
A tutaj z syna ojciec się urodzi (wychodzi).


AKT TRZECI.
SCENA I.
Pokój w domu Baptysty.
(Lucencyo, Hortensyo i Bianka).

Lucencyo.  Skrzypaku, wara! zbyt się zapominasz,
Czyś poczęstunku tak prędko zapomniał,
Który dostałeś z ręki Katarzyny?
Hortens.  Zrzędny pedancie, pomnij, że stoimy
Przed opiekunką niebieskiej harmonii,
Że więc przed tobą służy mi pierwszeństwo;
Z końcem godziny cwiczeń muzykalnych
Przyjdzie godzina twej literatury.