Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/247

Ta strona została przepisana.
—   237   —

Lecz gdzie jest Kasia? droga narzeczona?
Cóż to, panowie? zda się brwi marszczycie?
Czemuż tak na mnie wytrzeszczacie oczy,
Jakgdyby nagle kościół z ziemi wyrósł,
Lub cud się jaki zjawił lub kometa?
Baptysta.  Wszak wiesz, że dzisiaj jest twoje wesele;
Twa nieobecność smuciła nas wprzódy,
Twój ubiór teraz zasmuca nas więcej.
Fe! zrzuć tę odzież, przez wzgląd na twą godność,
Nie chciej zatruwać naszego wesela.
Tranio.  Powiedz nam, jakie sprawy wielkiej wagi
Tak długo zdala żony cię trzymały,
I sprowadziły taką w tobie zmianę?
Petruchio.  Nudna to powieść, słuchaczom niemiła;
Dość, że przybywam, wierny memu. słowu,
Pomimo kilku dziwactw przymuszonych,
Które w sposobnej porze wytłomaczę,
Pewny, że wszystkich zyskam aprobacyę.
Lecz gdzie jest Kasia? Tęskno mi jest do niej.
Ranek ubiega, czas iść do kościoła.
Tranio.  Strzeż się, by w takim ujrzała cię stroju.
Idź do mej izby; przywdziej moją odzież.
Petruchio.  Uchowaj, Boże! ujrzy mnie jak jestem.
Baptysta.  Czy i do ślubu chcesz iść tak jak jesteś?
Petruchio.  Bądź tego pewny; lecz dość gadaniny.
Bierze za męża mnie nie moją odzież.
Gdybym tak łatwo mógł siebie naprawić,
Jak łatwo zmienię te biedne łachmany,
Byłoby dobrze dla niej, dla mnie lepiej.
Lecz jaki pustak ze mnie! Tu gawędzę,
Zamiast dzień dobry nieść mej narzeczonej,
Przypieczętować tytuł pocałunkiem.

(Wychodzą: Petruchio, Grumio i Biondello).

Tranio.  Musi być sekret jakiś w tem przebraniu.
Nim do kościoła pójdziem, spróbujemy,
Czy się nie zechce lepiej trochę ubrać.
Baptysta.  Idę zobaczyć, jak tam stoją rzeczy.

(Wychodzi, za nim Gremio).