wyczyszczą, jednofarbne dobiorą podwiązki; niech się kłaniają lewą nogą, a niech się strzegą dotknąć włosienia pańskiej szkapy ogona, nie pocałowawszy przód własnej ręki. Czy wszyscy gotowi?
Kurtys. Wszyscy.
Grumio. Przywołaj ich.
Kurtys. Hej! czy słyszycie? Macie wyjść na spotkanie pana, aby pani przystojność okazać.
Grumio. Co mówisz o przystojności? ma ona dosyć swojej własnej.
Kurtys. Kto tego nie wie?
Grumio. Ty zdajesz się nie wiedzieć, skoro wołasz na kolegów, żeby jej przystojność okazać.
Kurtys. Wołam ich, aby jej kredyt pomnożyć.
Grumio. Nie myśli nic od nich pożyczać! (Wchodzą Słudzy).
Nataniel. Witamy z powrotem, Grumio.
Filip. Jakże zdrowie Grumio?
Józef. Co tam, Grumio?
Mikołaj. Kolego Grumio!
Nataniel. Jakże zdrowie, staruszku?
Grumio. Witam cię; — a u ciebie jakie zdrowie? a u ciebie, co tam kolego? i na tem kończę pozdrowienia. Teraz moje zuchy, czy wszystko gotowe? czy wszystko wyczyszczone?
Nataniel. Wszystko gotowe. A pan, jak daleko?
Grumio. Tylko co go nie widać; w tej chwili może zsiada z konia. Nie bądźcie więc — do sto katów! cicho! słyszę głos mojego pana.
Petruchio. Gdzie te hultaje? nikogo przed drzwiami
Trzymać strzemiono i odebrać konie!
Gdzie jest Nataniel, Grzegorz, gdzie jest Filip?
Wszyscy. Tu panie! tu panie, tu, tu, panie!
Petruchio. Tu, tu, tu, panie, tu panie, tu panie!
Zakute pałki, gbury, masztalerze!
Żadnej pilności, względów, ni usługi!
Gdzie łotr, którego naprzód tu wysłałem?
Grumio. Tu jestem, panie, tak głupi jak przódy.