Petruchio. Kto ją tu przyniósł?
1 Służący. Ja, panie.
Petruchio. Spalona,
Jak wszystkie wasze potrawy spalone.
A psy przeklęte! gdzie ten nicpoń kucharz?
Jak śmiecie, łotry, służyć baraniną,
Wiedząc oddawna, że jej znieść nie mogę?
Zbierzcie półmiski i szklanki i wszystko!
Nieokrzesane i głupie gawrony!
Co, wy mruczycie? ja was tu nauczę!
Katarz. Proszę cię, mężu, nie bądź tak gwałtowny!
Pieczeń jest dobra, byłeś chciał skosztować.
Petruchio. Nie, Kasiu, pieczeń sucha jak podeszwa,
A suchych mięsiw doktor mi zabronił,
Bo rodzą gniewy i budzą zły humor;
Już popędliwi jesteśmy z natury,
Lepiej więc będzie dla obojga pościć,
Niźli się żywić mięsem przepieczonem.
Cierpliwość! jutro lepszy będzie obiad.
Na dzisiaj, Kasiu, pośćmy dla kompanii.
Teraz twój ślubny pokażę ci pokój.
Nataniel. Czy podobnego widziałeś co, Piotrze?
Piotr. On ją zabija własnym jej humorem.
Grumio. Gdzie pan?
Kurtys. W pokoju pani, gdzie jej teraz
Prawiąc kazanie o wstrzemięźliwości,
Klnie, wszeszczy, tupa, tak, że biedna dusza
Nie wie co mówić, na której stać nodze;
Siedzi jak człowiek ze snu rozbudzony.
Ale zmykajmy, bo widzę, pan wraca. (Wychodzą).
Petruchio. Zacząłem moje rządy politycznie,
I myślę, że je szczęśliwie zakończę.
Sokół mój teraz pusty ma żołądek,
Głodzić go będę, póki nie unoszę,