Inaczej, nigdy nie zwiąże wabika.
Mam drugi sposób ułożyć małża,
By słuchał głosu swego sokolnika:
Jak dzikie konie, morzyć bezsennością,
Kiedy uparte srożą się i dziobią;
Nic dziś nie jadła i nic jeść nie będzie,
I spać nie będzie tej jak przeszłej nocy,
Bo jak w potrawach znalazłem przywary,
Tak je wynajdę i w posłaniu łóżka:
Tu więc materac, tam rzucę poduszkę,
W jeden kąt kołdrę, w drugi prześcieradło;
A naturalnie, harmider ten cały
Jest tylko skutkiem troskliwości o nią:
I koniec końców, nie przymruży oka.
Jeśli przypadkiem znużona zadrzymie,
Musi na moje obudzić się wrzaski.
Tak się miłością zabijają żony,
Tak ja szalony upór jej zwyciężę:
Na sekutnice lepszy sekret wiecie?
Raczcie w gazetach rozgłosić po świecie (wychodzi).
Tranio. Powiedz mi szczerze, Licyo, czyli Bianka
Może przenosić kogo nad Lucencya?
Wyznaję, tkliwem strzela na mnie okiem.
Hortens. Abyś uwierzył lepiej memu słowu,
Jego prelekcyom z boku się przysłuchaj.
Lucencyo. Czyli korzystasz, pani, z twoich czytań?
Bianka. Ty przódy powiedz, mistrzu, co sam czytasz?
Lucencyo. Czytam kochania sztukę, której uczę.
Bianka. Bogdajeś mistrzem w sztuce twojej został!
Lucencyo. Póki ty jesteś duszy mej mistrzynią. (Wychodzą).
Hortens. Podwójnym widzę maszerują krokiem.