Że pewno będzie małżonką Lucencya.
Lucencyo. Ja bogów proszę, ażeby nią była!
Tranio. Daj pokój bogom; idź, a nie trwoń czasu.
Signor Baptysta, pokażę wam drogę.
Na jednej musisz przestać dziś potrawie,
Lecz naprawimy wszystko w Pizie.
Baptysta. Idźmy!
Biondello. Kambio!
Lucencyo. Co chcesz powiedzieć, Biondello?
Biondello. Czy widziałeś, jak pan mój mrugał na ciebie i uśmiechał się?
Lucencyo. Cóż stąd, Biondello?
Biondello. Nic wcale. Lecz zostawił mnie za sobą, aby wytłómaczyć znaczenie i morał jego mrugań i znaków.
Lucencyo. Słucham, moralizuj.
Biondello. Tak więc stoją rzeczy: Baptysty jesteśmy pewni, póki rozmawia z fałszywym ojcem o fałszywym synie.
Lucencyo. A potem?
Biondello. Masz przyprowadzić jego córkę na wieczerzę.
Lucencyo. A co dalej?
Biondello. Stary proboszcz od świętego Łukasza czeka na ciebie w kościele gotowy o każdej godzinie.
Lucencyo. Jaki wyciągasz z tego sens moralny?
Biondello. Nie mogę powiedzieć. Zważaj, że gdy oni zajęci układem fałszywego kontraktu, ty możesz zapewnić się córki cum privilegio ad imprimendum solum. Więc do kościoła; weź księdza, zakrystyana i potrzebnych uczciwych świadków:
Jeśli nie czekasz na to, zrób inaczej:
Lecz wiem, kto Bianki nigdy nie zobaczy.
Lucencyo. Biondello, słuchaj!
Biondello. Nie mogę zostać dłużej. Znałem dziewczynę zaślubioną jednego popołudnia, gdy poszła do ogrodu szukać pietruszki na faszerowanie królika; możesz to samo zrobić i ty, panie; więc żegnam! Mój pan kazał mi śpieszyć do świętego Łukasza i uprzedzić pro-