Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/274

Ta strona została przepisana.
—   264   —

Biondello.  Spodziewam się, panie, że wolny jest wybór.
Wincenc.  Pójdź tu sam, hultaju! czy mnie zapomniałeś?
Biondello.  Czy cię zapomniałem, panie? Uchowaj Boże! nie mogłem cię zapomnieć, bo cię, jak żyję, nie widziałem.
Wincenc.  Jakto, wierutny łotrze? nigdy nie widziałeś Wincencya, ojca twojego pana?
Biondello.  Mojego starego, uczciwego starego pana? widziałem, panie; patrz, jak się nam z okna przygląda.
Wincenc.  Czy tak? mopanku (bije Biondella).
Biondello.  Rety! rety! rety! jakiś waryat chce mnie zamęczyć.

(Wybiega).

Pedant.  Na pomoc, synu! na pomoc, signor Baptysta!

(Znika z okna).

Petruchio.  Proszę cię, Kasiu, odejdźmy na stronę; czekajmy końca tego sporu. (Odchodzą na stronę).

(Wychodzą na ulicę Pedant, Baptysta, Tranio i słudzy).

Tranio.  Kto jesteś, panie, że śmiesz bić mojego sługę?
Wincenc.  Kto jestem, panie? powiedz mi raczej, kto ty jesteś, panie? O nieśmiertelne bogi! Co za łotr wymuskany! jedwabny spencer! aksamitne spodnie! płaszcz szkarłatowy! spiczasty kapelusz! O, jestem zrujnowany, jestem zrujnowany! Kiedy ja w domu, jak dobry gospodarz oszczędzam, syn mój i mój sługa trwonią całą moją fortunę na uniwersytecie.
Tranio.  Co chcesz powiedzieć? co się to znaczy?
Baptysta.  Czy to czasem nie jaki lunatyk?
Tranio.  Wyglądasz z miny i ubioru na uczciwego starego szlachcica, a słowa twoje dowodzą, że jesteś waryatem. Co ci do tego, że się ubieram w perły i złoto? Dzięki mojemu dobremu ojcu, mam na to fundusze.
Wincenc.  Twojemu ojcu, hultaju? Ojciec twój robi żagle w Bergamo.
Baptysta.  Mylisz się, panie, mylisz się, panie. Powiedz mi, proszę, jak sądzisz, że się nazywa?
Wincenc.  Jak się nazywa? Jakbym nie wiedział jego nazwiska; wychowałem go od trzechletniego dziecka; nazywa się Tranio.
Pedant.  Precz stąd, precz stąd, szalony ośle! on nazywa się