Ale skoro ty mówisz: weź ją, wezmę ją; to moja niezmienna, wolna rewolucya.
Evans. Pardzo tyskretna otpowietź. Jest tylko mała omyłka w wyrazie rewolucya; właściwy wyraz, wetle naszego rozumienia, jest rezolucya; ale intencya pyła topra.
Płytek. I ja myślę, że intencya mojego kuzyna była dobra.
Chudziak. Zaręczam, a niech mnie powieszą, jeśli kłamię, na uczciwość. (Wchodzi Anna Page).
Płytek. Ale jak widzę, zbliża się panna Anna. — Chciałbym odmłodnieć dla twojej miłości, panno Anno!
Anna. Obiad na stole; ojciec mój czeka na wasze zacne towarzystwo.
Płytek. Śpieszę do niego, śpieszę, piękna panno Anno!
Evans. Tam to kata! Niechciałpym chypić penetykcyi.
Anna. Czy raczysz wejść i ty także, szanowny panie?
Chudziak. Nie, pani, dziękuję, na honor, z całego serca. Bardzo mi tu dobrze.
Anna. Obiad czeka na was oddawna gotowy.
Chudziak. Nie jestem głodny, dziękuję, na honor. Ruszaj, pachołku, a choć jesteś moim sługą, idź służyć mojemu kuzynowi Płytkowi. (Wychodzi Głuptas). Nawet sędzia pokoju może czasem potrzebować usługi pachołków swojego przyjaciela. Jak na teraz, mam trzech ludzi i jednego chłopaka, póki nie umrze moja matka. Ale mniejsza o to, żyję tymczasem jak biedny urodzony szlachcic.
Anna. Nie mogę wrócić bez ciebie, szanowny panie, bo nie siądą do stołu, póki nie przyjdziesz.
Chudziak. Na uczciwość, nic do ust nie wezmę; ale dziękuję ci, panienko, jakbym doskonale obiadował.
Anna. Ale bardzo proszę, panie, wejdź do domu.
Chudziak. Wolę tu się przechadzać. Dziękuję. Otarłem sobie goleń, dni temu kilka, bijąc się na szablę i sztylet z fechmistrzem. Szło za trzy trafienia o półmisek gotowanych śliwek, i na honor, od tego czasu nie mogę znieść zapachu gorącej potrawy. Ale czemu