cię, panie, przybliż się trochę — co do mnie, mieszkam u doktora Kajusza.
Falstaff. Bardzo dobrze. Prowadź rzecz dalej. Mówisz, że niejaka pani Ford —
Żwaw. Wszystko, co mówisz, dostojny panie, wszystko jest prawda. Proszę cię tylko, dostojny panie, przybliż się
trochę.
Falstaff. Nie bój się, nikt nas nie słyszy; moi ludzie, tylko moi właśni ludzie.
Żwaw. Czy tak? Więc błogosław im, Boże, i przyjmij ich do swojej służby!
Falstaff. Bardzo dobrze. Więc pani Ford — cóż dalej?
Żwaw. Co dalej? Uczciwe to stworzenie. Ach, Boże, Boże! dostojny panie, wielki z ciebie figlarz, odpuść ci Panie
i nam wszystkim! to moja modlitwa.
Falstaff. Pani Ford — tylko do rzeczy; pani Ford —
Żwaw. Więc krótko a węzłowato, opowiem całą sprawę. Tak ją zabałamuciłeś dostojny panie, że aż dziwno. Najlepszy dworak ze wszystkich, kiedy dwór bawił w Windsor, nigdy by nie potrafił tak jej zabałamucić. A byli tam przecie kawalerowie, magnaci i szlachta z koczami; możesz mi wierzyć, panie, kocz za koczem, list za listem, prezent za prezentem; a każdy pachnął tak miło — samo piżmo — a ich szaty, tylko złoto a jedwab’, tak szeleściały rozkosznie, możesz mi wierzyć; a dopieroż aliganckie rozmowy, wina słodkie jak cukier, co najlepszego, co najpiękniejszego, żeby ujęły serce każdej kobiety; a przecie, możesz mi wierzyć, żaden nie zyskał u niej jednego nawet spojrzenia. Ja sama dostałam dzisiaj dwadzieścia aniołów; ale ja drwię z aniołów na wszystkich drogach, jak to powiadają, wyjąwszy na drodze uczciwości; więc możesz mi wierzyć, nie mogli nawet tyle u niej uprosić, żeby się napiła z jednej szklanki z najdumniejszymi nawet magnatami, a byli tam hrabiowie, ba! byli nawet gwardziści, lecz możesz mi wierzyć, dla niej wszystko to było jedno.