Falstaff. Zawołaj go. (Wychodzi Bardolf). Strugi, w których taka płynie woda, zawsze dobre znajdą u mnie przyjęcie. Aha, mościa pani Ford, aha, mościa pani Page, wpadłyście więc w moją siatkę? Naprzód więc, via!
Ford. Błogosław ci Boże, mój panie!
Falstaff. I tobie, panie. Chciałbyś ze mną mówić?
Ford. Odważam się być natrętnym bez ceremonii.
Falstaff. Witam cię z radością. Czego pragniesz? Zostaw nas samych, piwniczy. (Wychodzi Bardolf).
Ford. Widzisz we mnie szlachcica, który niemało roztrwonił; nazywam się Struga.
Falstaff. Dobry panie Strugo, pragnę bliższą z tobą zabrać znajomość.
Ford. Dobry sir Johnie, ja proszę cię o twoją, nie, żeby ciężarem być dla ciebie, bo muszę dać ci do zrozumienia, iż łatwiej mi zostać wierzycielem niż tobie, i to właśnie dodało mi trochę odwagi do tak niewczesnego natręctwa: bo jak to powiadają, gdzie pieniądz idzie naprzód, wszystkie drogi stoją otworem.
Falstaff. Pieniądz jest dobrym żołnierzem i łamie wszystkie zawady.
Ford. Zgadzam się na to, i właśnie mam tu worek pieniędzy, który mnie fatyguje; jeśli chcesz pomódz mi do dźwigania go, sir Johnie, weź wszystko albo połowę, żeby mi ulżyć ciężaru.
Falstaff. Nie wiem, panie, jak mogę zasłużyć na godność twojego tragarza.
Ford. Powiem ci, panie, jeśli zechcesz mnie wysłuchać.
Falstaff. Mów, dobry panie Strugo, z radością będę ci służył.
Ford. Słyszałem, panie, że jesteś uczony — nie będę cię długo nudził — i znałem cię od dawna, choć nigdy nie mógłem znaleźć sposobności do osobistego zaznajomienia się z tobą. Powiem ci teraz rzecz, która ci odkryje moją ułomność; lecz, dobry sir Johnie, patrząc jednem okiem na moje szaleństwa, które ci odsłonię, zwróć drugie na regestr twoich własnych, abym uniknął tem łatwiej wyrzutów, skoro zoba-