Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/52

Ta strona została przepisana.
—   42   —

czysz, jak łatwo nam jest popaść w grzechy podobnej natury.
Falstaff.  Bardzo dobrze, mój panie, prowadź rzecz dalej.
Ford.  Jest w tem mieście szlachcianka, której mąż nazywa się Ford.
Falstaff.  Dobrze, cóż dalej?
Ford.  Kochałem ją od dawna i przysięgam ci, niemało na nią wydałem; jak cień za nią chodziłem, z każdej korzystałem sposobności, aby się z nią spotkać, łakomo chwytałem lada okazyą, aby ją choć z daleka zobaczyć, nietylko, że kupowałem dla niej tysiączne podarki, ale niejednemu szczodrą sypałem ręką, byle się dowiedzieć, jaki prezent mógłby jej sprawić przyjemność: słowem, ścigałem ją, jak mnie ścigała miłość, to jest na skrzydłach każdej sposobności. Lecz na jakąkolwiek mogłem zasłużyć nagrodę przez moje uczucia lub moje wydatki, to wiem dobrze, że nie otrzymałem żadnej, chyba, że doświadczenie jest klejnotem, za który dobrze zapłaciłem, a który mnie nauczył powtarzać co następuje:

Miłość jak cień ucieka, gdy za nią kto goni;
Ucieka gdy ją ścigasz, gdy uciekasz, goni.

Falstaff.  Czy nie dała ci żadnej obietnicy zmiłowania?
Ford.  Nigdy.
Falstaff.  Czy nalegałeś kiedy o to?
Ford.  Nigdy.
Falstaff.  Jakiegoż to więc rodzaju była twoja miłość?
Ford.  Jak piękny dom zbudowany na cudzym gruncie: straciłem też mój pałac, myląc się w wyborze placu, na którym go wystawiłem.
Falstaff.  W jakimże celu zwierzasz mi się z swoją tajemnicą?
Ford.  Gdy ci to powiem, powiem ci wszystko. Są ludzie, którzy utrzymują, że choć ze mną zachowuje pozory uczciwości, gdzieindziej tak daleko krotofile posuwa, że dziwne niejednemu nasuwa tłómaczenia. Otóż, sir Johnie, tu jest rdzeń moich projektów. Jesteś szlachcic doskonałego wychowania, dziwnej wymowy, wysokich zażyłości, poważny stopniem i osobą, powsze-