snym. Wolałbym raczej powierzyć Flarnandczykowi moje masło, ser mój walijskiemu księdzu Hugonowi, Irlandczykowi flaszę mojej wódki, lub złodziejowi mojego wałacha, niż żonę moją samej sobie zostawić. Toż dopiero dla niej pora spisków, kabał i projektów. a co kobieta postanowiła w sercu do skutku doprowadzić, to doprowadzi do skutku, choćby jej miało serce pęknąć. — Dziękuję niebu za moją zazdrość! — O jedenastej godzinie! — Wszystkiemu przeszkodzę, odmaskuję żonę, pomszczę się na Falstaffie, a śmiać się będę z Page’a. — Muszę natychmiast zająć się tą sprawą: lepiej trzy godziny zawcześnie, niż minutę za poźno. Fe, fe, fe! rogal! rogal! (Wychodzi).
Kajusz. Janek Rugby!
Rugby. Słucham, panie.
Kajusz. Który jest godzina, Janek?
Rugby. Już dawno minęła godzina, o której ksiądz Hugo miał się stawić.
Kajusz. Na honor, uratowal swój duszę; dobrze się modlilem w swej piblia, że się nie stawilem; na honor, Janek Rugby, on już umarl, gdyby się stawilem.
Rugby. Mądry to ksiądz, mój panie, wiedział on dobrze, żebyś go był zabił, gdyby stanął na placu.
Kajusz. Na honor, śledź nie tak umarli, jak ja go zabilem. Weź twój rapira, Janek, powiem ci, jak go zabilem.
Rugby. Ach, dobry panie, nie znam się na fechtunku.
Kajusz. Lotr, weź twojego rapira!
Rugby. Stój, panie, ktoś nadchodzi.
Gospod. Bóg ci błogosław, zuchu doktorze!
Płytek. Życzymy zdrowia, panie doktorze Kajuszu!