Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/56

Ta strona została przepisana.
—   46   —

Page.  Witamy, mości doktorze!
Chudziak.  Dzień dobry panu.
Kajusz.  Po co wy wszystkie, jeden, dwa, trzy, cztery, po co wy wszystkie przyszedlem?
Gospod.  Żeby widzieć twój pojedynek, żeby widzieć twoje ciosy, żeby widzieć skoki, żeby cię widzieć tu, żeby cię widzieć tam, żeby widzieć twoje pchnięcie, twoje cięcie, twoją rejteradę, twój dystans, twoje awansowanie. Czy zginął mój Etyopczyk? Czy zginął mój Francisco? Ha, zuchu! Co mówi Eskulapiusz? mój Galen, mój rdzeń bzowy? Ha, czy zginął, zuchu, czerstwy chlebie, czy zginął?
Kajusz.  Na honor, on bylem największy tchórz ksiądz Gawel na świecie; nie pokazalem się na oczach.
Gospod.  Prawdziwy z ciebie Kastylijczyk, król Urinal, Hektor grecki, mój chłopaku.
Kajusz.  Prosilem was, dajcie świadectwo, że my tu czekalem sześć albo siedem, dwie albo trzy godziny na niego, a on się nie stawilem.
Płytek.  Tem mędrszy z niego człowiek, panie doktorze! On kuruje dusze, jak ty kurujesz ciała; gdyby przyszło między wami do bójki, szlibyście pod włos waszego rzemiosła. Czy to nieprawda, panie Page?
Page.  Mości Płytku, byłeś sam kiedyś sławnym zawadyakiem, choć dziś jesteś człowiekiem pokoju.
Płytek.  Do króćset beczek, panie Page, choć dziś stary ze mnie człowiek i przyjaciel pokoju, na widok pałasza świerzbią mnie palce, żeby nim świsnąć w powietrzu. Choć jesteśmy sędziami pokoju, doktorami lub kanonikami, panie Page, zostało w nas jeszcze trochę soli młodości; jesteśmy synami niewiast, panie Page!
Page.  Wielka prawda, panie Płytku!
Płytek.  Dowiedziemy tego w potrzebie, panie Page. Mości doktorze Kajuszu, przychodzę tu, żeby cię do domu zaprowadzić. Jestem stróżem publicznego pokoju. Pokazałeś się mądrym doktorem, jak ksiądz Hugo mądrym, a cierpliwym kapłanem. Musisz pójść ze mną, mości doktorze!