Kajusz. Na honor, dobrze, bardzo dobrze powiedziałem.
Gospod. Więc nogi za pas, i w drogę!
Kajusz. Szedłem za moje pięty, Janek Rugby. (Wychodzą).
Evans. Proszę cię teraz, pachołku toprego pana Chutziaka, a przyjacielu Głuptasie z nazwiska, powietz mi ot której strony wyglątałeś pana Kajusza, który się sam mianuje toktorem metycyny?
Głuptas. Od której strony? Od strony zamku, od strony parku, od każdej strony; na drodze od starego Windsor, na każdej drodze, prócz drogi do miasta.
Evans. Więc proszę cię uprzejmie, wyjrzej jeszcze i na tę trogę.
Głuptas. Chętnie, panie (wychodzi).
Evans. Otpuść mi Panie, jak pełny jestem cholery, jak jestem wstrząśnięty aż to głępi tuszy! — Uratuję się, jeśli mnie zawiedzie. — Co za melancholia mnie opanowała! — Potłukę mu wszystkie jego nocniki na urwisza tego pałce, przy pierwszej sposopnośoi, otpuść mi Panie! (śpiewa).
Gdzie czysta wota spata ze skały,
Nucą ptaszkowie swe matrygały,
Uścielem łoże z różanych liści,
I z wszystkich kwiatów o wonnej kiści.
Gdzie czysta wota —
Panie, zmiłuj się nate mną! Okrutnie na płacz mi się zpiera.
Nucą ptaszkowie swe matrygały:
Nat papilońską, gtym siedział wotą —
I z wszystkich kwiatów o wonnej kiści.
Gdzie czysta wota —