Falstaff. Kocham cię. Ratuj mnie tylko; pomóż mi wcisnąć się do kosza. Nigdy —
Pani Page. Chłopcze, pomóż nam przykryć twojego pana. Zawołaj twoich ludzi, pani Ford. A ty zwodniku kawalerze!
Pani Ford. Hola, Janku, Robercie! Janku! (Wychodzi Robin. — Wchodzą Służący). Zabierzcie te brudy, a żwawo. Gdzie drążek? Co tam mruczycie pod nosem? Ponieście je do praczki na Daczetowej łące. W drogę, a żwawo!
Ford. Zbliżcie się, proszę. Jeśli podejrzenia moje są bezzasadne, śmiejcie się ze mnie, szydźcie ze mnie; zasługuję na to. — Co to i gdzie niesiecie?
Służący. Jużci brudną bieliznę do praczki.
Pani Ford. A tobie co do tego, gdzie ją niosą? Jeszcze tylko tego brakło, żebyś nos wścibiał do prania brudnej bielizny.
Ford. Do prania brudnej bielizny! Chciałbym, żebyś się przody sama wyprała. Brudy! brudy! brudy! Tak jest, brudy, zaręczam, brudy, jakich jeszcze żadna praczka nie wyprała, jak się o tem naocznie przekonacie. (Wychodzą Służący z koszem). Panowie, miałem sen tej nocy, i sen wam ten opowiem. Oto moje klucze; idźcie do moich pokojów, szukajcie, szperajcie, a znajdziecie. Zapewniam was, że wykurzycie lisa; czekajcie tylko, żebym mu przody z tej strony zaskoczył. Dobrze, — a teraz do nory!
Page. Uspokój się, dobry panie Ford. Sam sobie wielką krzywdę wyrządzasz.
Ford. Masz racyę, panie Page! — Idźmy teraz na górę, panowie; zobaczycie niebawem polowanie. Za mną, panowie! (Wychodzi).
Evans. Fantastyczne to humory i zaztroście.
Kajusz. To nie francuski moda; we Francyi zazdrosny nie bylo.
Page. Idźmy za nim, panowie; zobaczymy, jak się to wszystko skończy. (Wychodzą: Evans, Page i Kajusz).