Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/70

Ta strona została przepisana.
—   60   —

Kajusz.  Na honor, i ja tak myślal, nikt tu nie bylo.
Page.  Fe, fe, panie Ford! czy się nie wstydzisz? Co za duch, co za dyabeł myśl ci tę podszepnął? Nie chciałbym zapaść na tę chorobę za wszystkie skarby windsorskiego zamku.
Ford.  Moja w tem wina, panie Page, cierpię też za to.
Evans.  Cierpisz za złe sumienie. Żona twoja tak jest uczciwa kopieta, jakiejpym nie znalazł między pięcioma tysiącami i pięćset w totatku.
Kajusz.  Na honor, widzialem teraz, że to uczciwa kobieta.
Ford.  Niech i tak będzie, — obiecałem wam obiad, — chodźcie ze mną do parku. Proszę was, przebaczcie mi; wyłożę wam później przyczyny, dla których to zrobiłem. A ty, żono, i ty, pani Page, proszę was, przebaczcie mi także, proszę was z całego serca, przebaczcie mi.
Page.  Idźmy, panowie, ale uprzedzam, że śmiać się z niego będziemy. Zapraszam was do mojego domu jutro na śniadanie; pójdziemy potem razem na ptaki, bo mam przedziwnego sokoła. Czy zgoda?
Ford.  Zgoda na wszystko.
Evans.  Gdzie pędzie jeden, może rachować na mnie trugiego to kompanii.
Kajusz.  Gdzie byłem jeden lub dwa, to ja dorobiłem trzeci.
Ford.  Proszę, panie Page, idźmy.
Evans.  A ja cię teraz proszę, nie zapomnij o tym wszawym urwiszu, gospotarzu.
Kajusz.  Dobry, dobry, na honor, z cały serca! Evans. Wszawym urwiszu, który się ważył trwiny z nas stroić. (Wychodzą).


SCENA IV.
Pokój w domu pana Page.
(Wchodzą: Fenton i Anna Page).

Fenton.  Nie ślej mnie znowu do ojca, Anusiu!
Bo darmo, widzę, jego względów szukam.
Anna.  Ach, cóż więc począć?