Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/75

Ta strona została przepisana.
—   65   —

Bardolf.  Hola, moscia pani! (Wchodzi pani Żwawińska).
Żwaw.  Z przepłoszeniem; przebacz, dostojny panie; życzę dostojnemu panu dzień dobry.
Falstaff.  Zabierz te kielichy, a przynieś mi kwartę gorącego wina; tylko przyrządź trunek jak należy.
Bardolf.  Czy z jajami?
Falstaff.  Nie, czysty; nie lubię kurzego nasienia w moim napitku. (Wychodzi Bardolf). Co masz mi do powiedzenia?
Żwaw.  Co mam do powiedzenia? Przychodzę do ciebie, panie, w poselstwie od pani Ford.
Falstaff.  Od pani Ford? Mam już po gardło twojej pani Ford; dobry już jej zapłaciłem fordan[1]; ani chcę więce o niej słyszeć.
Żwaw.  Ach, biedne serduszko! to nie jej wina. Wścieka się za to na swoich ludzi, którzy nie zrozumieli jej myśli.
Falstaff.  Jak ja nie zrozumiałem, budując na obietnicach szalonej niewiasty.
Żwaw.  Ach, panie! gdybyś widział, jak ona lamentuje nad tym wypadkiem, serceby się w tobie krajało. Mąż jej idzie dziś polować na ptaki; raz jeszcze zaprasza cię do siebie, między ósmą a dziewiątą. Muszę co prędzej zanieść jej odpowiedź. Wynagrodzi cię za wszystko, możesz mi wierzyć.
Falstaff.  Niech i tak będzie. Powiedz jej, że przyjdę, a dodaj, niech pomyśli, co jest człowiek, niech rozważy jego słabosci, a potem niech sądzi o mojej zasłudze.
Żwaw.  Powiem jej wszystko.
Falstaff.  Pamiętaj. Więc mówiłaś między dziewiątą a dziesiątą?
Żwaw.  Nie, między ósmą a dziewiątą.
Falstaff.  Dobrze; idź teraz z Bogiem; nie chybię terminu.
Żwaw.  Pokój z tobą, panie (wychodzi).
Falstaff.  Dziwno mi, że nic jeszcze nie słyszałem o panu Strudze; uprzedził mnie jednak, żebym na niego czekał. Pieniądze jego bardzo mi do smaku. Otóż i on.

(Wchodzi Ford).

Ford.  Szczęść Boże!

  1. Fordan, cło na rzece.