Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/86

Ta strona została przepisana.
—   76   —

Nie łupię kopiet z tługą protą; witziałem tługą protę pot jej potwiką.
Ford.  Czy chcecie mi towarzyszyć, panowie? Panowie, proszę z sobą. Zobaczcie tylko koniec mojej zazdrości. Jeśli się tak załawiam, nie widząc tropu, nie zważajcie odtąd na moje granie.
Page.  Nie sprzeciwiajmy mu się teraz; idźmy, panowie.

(Wychodzą: Page, Ford, Płytek i Evans).

Pani Page.  Czy widziałaś, jak mu porządnie skórę wygarbował?
Pani Ford.  Porządnie? Jabym raczej powiedziała nieporządnie, bo mu ją zostawił w okrutnym nieporządku.
Pani Page.  Kij ten poświęcę i nad ołtarzem zawieszę, bo dobrego dopełnił uczynku.
Pani Ford.  Co teraz myślisz? Czy niewieścia cnota i świadectwo dobrego sumienia pozwalają nam jeszcze nowej szukać na nim zemsty?
Pani Page.  Sądziłabym, żeśmy już z niego wypędziły ducha lubieżności. Jeśli go dyabeł nie posiadł na własność bezwarunkową, nie przypuszczam, aby raz jeszcze chciał nas kusić cieleśnie.
Pani Ford.  Czy nie byłoby dobrze powiedzieć naszym mężom, jak mu się przysłużyłyśmy?
Pani Page.  Należy im opowiedzieć wszystko, choćby dlatego tylko, żeby z głowy twojego męża bziki wygonić. Jeśli osądzą w swojem sercu, że należy jeszcze dręczyć biednego grzesznego kawalera, będziemy znowu ich narzędziem.
Pani Ford.  Jestem przekonana, że zechcą publicznie go zawstydzić, i mojem zdaniem żart się nie skończy, dopóki publiczna hańba go nie spotka.
Pani Page.  Więc do kuźni i kujmy plan nowy; bijmy żelazo, póki gorące.

(Wychodzą).