dając, że i on jest powołany. W kilka dni przyszedł Sam i prosił mię, że chce się oddać pod moje przewodnictwo, bo od mojej spowiedzi nie może się uspokoić. Z początku opierałam się, chcąc Go zwrócić do Pierwszego Maryawity, ale On usilnie nalegał, widząc w tem dla siebie wyraźną Wolę Bożą i przedstawił mi stan swojej duszy. Słuchałam Go ze czcią i wzruszeniem; a potem ogarnął mię niepokój z tego, co mi o sobie mówił, więc zaraz udałam się na modlitwę i zapytałam Pana Jezusa, czy godzi mi się słuchać takie rzeczy. Odpowiedział mi Pan: „Kiedy wylewa przed tobą duszę swoją, to Mu radź i pomagaj — ty mi zdasz rachunek za duszę Jego." Słowa te były łagodne, ale tak mię przeniknęły, że cała zadrżałam; wtedy zrozumiałam, że o tyle jestem odpowiedzialną przed Bogiem za każdą duszę, o ile mi się sama otwiera i na mnie polega; i poznałam, że odtąd mam spełniać ten obowiązek z bojaźnią i ze drżeniem. — Uspokoiłam się, ale nie mogłam pogodzić się z tą myślą, żebym ja każdym Kapłanem zosobna kierowała; myślałam, że ten, który pierwszy rozpoczął to życie, On będzie kierował wszystkimi, a tylko Sam będzie pod moim kierunkiem; więc prosiłam Go, żeby się Sam zajął tymi Kapłanami, których miałam od Pana Jezusa wskazanych, a których ja nawet nie znałam. — Wymówił mi się chorobą — i do końca pierwszego roku nie było więcej tylko dwóch Maryawitów. —
Pan Jezus czynił mi gorzkie wyrzuty, że nie dbam o Chwałę Jego i nie chcę pojaśniać o tem Dziele Kapłanów, mówiąc: „Tobie dałem moc nad Kapłanami." Wtedy zapytałam: „Panie, co to znaczy — moc nad Kapłanami?" Odpowiedział Pan: „Moc nad duszami i sercami Ich," i dał mi zrozumieć, że to nie jest zewnętrzna władza, która należy do Biskupów,
w Panu d. 28/VI 1920 r. w Raszewie. (P. R.)