Strona:Dzienniczek Justysi 14.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —

(wstaje). Mówże tu w południe wędrowcowi, że mu się płaszcz wieczorem przyda! Tymczasem ciężko mu i gorąco, więc złorzeczy. Gdybym był tę prawdę uznał wcześniej, nie byłbym popełnił najkapitalniejszego głupstwa ze wszystkich, jakie popełniłem w życiu; — a wie pani, że to nie mało powiedzieć.

PANI WOLSKA.

Cóż więc za największe głupstwo uważasz, żeś się majątku nie dorobił?

PAN OPOLSKI.

Jestem tak niepoprawnym, że nie to, ale właśnie przeciwnie to, żem nie uznał, że owa poezya, która mi tak zawadzała, tak ciężyła w południe żywota, jest niezbędną na starość szatą.

PANI WOLSKA.

Zachowałeś ją przecież.

PAN OPOLSKI.

Tak jak samolub, dla siebie, ale syna obrałem z niej wcześnie i sprawiłem, że nie będzie jej miał na starość, gdy mróz, wicher i słota... (Przechadza się po scenie, gestykulując).

PANI WOLSKA.

To już nie twoja wina. Taka już cała młodsza generacya.