Strona:Dzienniczek Justysi 17.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —
PAN OPOLSKI (zrywając się).

O, co na to, to nie zgoda! Czyż pani nie wie, że szczęście i majątek to jest takie małżeństwo, które tylko wobec ludzi czułość udaje, a w czterech ścianach domu do oczu sobie skacze?

PANI WOLSKA,

Często tak bywa... Sam zresztą chciałeś...

PAN OPOLSKI.

Tak, sam chciałem, — i dlatego nad tem teraz sam płaczę. Człowiek zawsze tylko nad tem płacze, czego sam chciał. Tak jest, chciałem (siada). Widząc po cięgach, jakie mi życie na każdym kroku dawało, że te moje — skrzydła, jak je pani nazywasz, to bardzo niepotrzebne dla człowieka członki, wyskubywałem je troskliwie u mego dziecka. Żaden policyant tak nie śledzi pobytowego rzezimieszka, jak ja śledziłem pierwsze objawy tej łajdackiej fantazyi u wyrostka. A do matematyki, trutniu; a do logarytmów, błaźnie... No i udało mi się, aż się sam stał logarytmem!

PANI WOLSKA.

I dobrze mu z tem.

PAN OPOLSKI.

Naturalnie, i długo jeszcze dobrze będzie, ale na starość zmarznie!

PANI WOLSKA.

Potrzeba nieznana nie jest potrzebą. Jeśli się