Ta strona została uwierzytelniona.
— 40 —
Justynka. (unosząc głowę córki). Moje dziecko, co odpowiesz panu Gustawowi?
JUSTYSIA (odwraca się).
Ja — co? (spostrzega swój dzienniczek, porywa go, powstaje i, po kłopotliwem wahaniu z nagłem postanowieniem, podaje go Gustawowi). Mój dzienniczek.
GUSTAW (chwyciwszy dzienniczek, całuje Justysię po rękach).
O dzięki ci, dzięki!
PAN OPOLSKI (uderza się ręką w czoło).
O, osioł ze mnie, osioł!
PANI WOLSKA (powstając, do Opolskiego).
Omyliliśmy się oboje.
PAN OPOLSKI.
Mówiłem pani, że jestem do niczego. Nie dojrzałem, że w moim rachunku była nieznana, było X! A to ona (ściska Justysię).
JUSTYSIA (zdziwiona).
Ja X?
PAN OPOLSKI.
Tak, wiecznie nieodgadniony, wiecznie tajemniczy czar dziewczęcej duszy, który zawsze do piękna i poezyi budzi... (do syna). Nie wierz utartym bajkom: w życiu zawsze Galatea budzi Pigmaliona!
(Zasłona spada).