Na tej kolumnie zwykle będziemy zamieszczać krótkie informacje z czterech województw pn. „Dolny Śląsk w pigułce”. Czasami w miejscu tym stawiać będziemy władzom różnych szczebli pytania, które do redakcji napłyną od naszych Czytelników (prosimy o nie). Mamy nadzieję uzyskać odpowiedzi ilustrujące plany administracji dotyczące rozwiązywania trudnych problemów życia codziennego, usuwania uciążliwości, poprawiania niedogodności.
Na początek zdecydowaliśmy się przedstawić czterech głównych trucicieli środowiska w poszczególnych województwach, próbując jednocześnie „odpytać” osoby odpowiedzialne, jak długo zakłady te prowadzić będą swą bezkarną działalność.
Elektrownia „Turów” wyemitowała w 1989 roku ze swoich 10 bloków o mocy 2 tys. MW — 85 tys. ton popiołów, 200 tys. ton dwutlenku siarki i 14 tys. ton tlenków azotu. Świeższe dane z badań prowadzonych przez wrocławską spółkę „Eko-Polin” na zlecenie wojewody jeleniogórskiego pozwalają przypuszczać, że elektrownia pracuje ze zwiększoną mocą, przekraczając dopuszczalny poziom emisji określony przez Wydział Ochrony Środowiska UW. Za te dodatkowe tony elektrownia zapłaci zgodnie z werdyktem administracyjnym ok. 200 tys. zł za dobę, co daje rocznie kwotę ponad 70 mln zł.
Nowe dopuszczalne wielkości emisji określa się na takim poziomie, jakby elektrofiltry wyłapywały 99 proc. pyłów, ale o skuteczności nakazów i zakazów można by mówić dopiero wówczas, gdyby wysokość kar chociaż trochę zbliżona była do wysokości nakładów inwestycyjnych na ochronę środowiska. Tymczasem na istalację jednego tylko elektrofiltru trzeba dziś wydać ok. 30 mld zł, a w elektrowni należy zainstalować 10 takich urządzeń. W styczniu 1991 roku ruszy pierwszy blok ze zmodernizowanym elektrofiltrem, trwają także prace końcowe przy zakładaniu urządzeń odpylających na bloku nr 7. Reszta czeka.
Jak zapewnia wojewoda jeleniogórski Jerzy Nalichowski, minister Syryjczyk obiecuje następne elektrofiltry. Jednak i to w żaden sposób nie zahamuje emisji gazów, tlenków siarki i azotu. Mieszkańcy Worka Turoszowskiego przeżyli już wiele obietnic kolejnych ekip, w rezultacie elektrownia truje coraz bardziej, bo ma coraz niesprawniejsze urządzenia.
Tablica Mendelejewa nad Legnicą i Głogowem to prawie w całości (98 proc. emisji) dzieło trzech hut KGHM. Huta „Głogów 1” w Żukowicach wyrzuca do atmosfery 1,7 tys. ton pyłów i 124,9 tys. ton gazów rocznie. Huta „Głogów 2” — 163 tony pyłów i 3,7 tys. ton gazów. Huta „Legnica” (na zdjęciu) 6,48 tys. ton pyłów oraz 48 tys. ton gazów. Ponadto każda obficie zrasza okoliczne pola, osiedla i lasy kwasem siarkowym.
Wydział Ochrony Środowiska UW w Legnicy opracował i narzucił kombinatowi program, który pozwoli osiągnąć europejskie normy emisji, i wyznaczył hutom termin realizacji do końca 1995 roku. W przeciwnym razie trucicielom grozi decyzja o zamknięciu zakładów.
Huty zareagowały typowo — odwołały się do ministerstwa, którego stanowisko będzie o tyle interesujące, że wcześniej konsultowało z Urzędem Wojewódzkim program dla hut. W każdym razie perspektywy zamknięcia tak newralgicznych zakładów nikt nie bierze serio pod uwagę.
Tadeusz Berliński, dyrektor WOŚ w Legnicy stwierdził, że nie można w tym przypadku posłużyć się precedensem jeleniogórskiej „Celwiskozy” — zakład przemysłu lekkiego można zneutralizować wyłączając mu szkodliwą produkcję, huty można chyba tylko postraszyć, a i to nie za mocno, bo lobby hutnicze w centrum ma jeszcze dość siły, by utrącić każdą lokalną inicjatywę służącą poprawie stanu naturalnego środowiska.
Sobięcin, kilkunastotysięczna dzielnica Wałbrzycha, zajmująca zaledwie parę kilometrów kwadratowych, ma nieszczęście sąsiadować z trzema zakładami otoczonymi jednym płotem i noszącymi jedną nazwę: Kopalnia Węgla Kamiennego, Elektrociepłownia i Koksownia „Victoria”. Wszystkie one prześcigają się w swej szkodliwości dla środowiska. 4 kominy EC (zakład jest na liście krajowej zawierającej nazwy 80 największych trucicieli) emitują ok. 2 ton pyłów i 340 kg dwutlenku siarki na godzinę. Ile szkodliwych pyłów i innych substancji wytwarzają kopalnia i koksownia — trudno ustalić, gdyż w obu tych firmach źródeł emisji są dosłownie dziesiątki. Rezultat jest taki, że w Sobięcinie normy zanieczyszczeń przekraczane są nawet czterokrotnie (a są to i tak normy bardzo zawyżone — 250 ton pyłów na km kw. rocznie). Dochodzą do tego wyziewy gazów wprost do atmosfery, m.in. dwutlenku siarki, dwusiarczku węgla, siarkowodoru i tlenku azotu oraz emisja tzw. pyłu drobnodyspersyjnego (ziarna o wielkości poniżej 20 mikronów, wdzierające się do oczu, ust, płuc) bardzo szkodliwego dla organizmu ludzkiego.
Dyrektor WOŚ w Urzędzie Wojewódzkim jest od miesiąca i nie chce w kwestii trzech „Victorii” (czyli trzech klęsk Wałbrzycha) wypowiadać się oficjalnie. Nim więc przedstawiciel administracji państwowej zabierze głos, warto dodać, że niskie normy ustalone dla EC, kopalni i koksowni sprawiły, że przez całe lata zakłady te nie były specjalnie zainteresowane ochroną środowiska. Nie płaciły praktycznie żadnych kar, choć mieszkańcy Sobięcina i innych dzielnic oddychali z coraz większym trudem. Wałbrzych został zaliczony do 10 najbrudniejszych miast świata, a Sobięcin jest zdecydowanie najbrudniejszą dzielnicą.
Mówi się, że szansą będzie decyzja o zamykaniu kopalń, a więc i koksowni. W paź-[1] trucicielom pozostanie jeszcze z 5-10 lat na wyłączenie się z czynnego szkodzenia środowisku.
Nadodrzańskie Zakłady Przemysłu Organicznego „Rokita” w Brzegu Dolnym przewodzą na liście wojewódzkich trucicieli zaliczonych w poczet 80 potentatów krajowych (dalsze miejsca dla „Hutmenu”, „Viscoplastu” hut „Siechnica” i „Oława”). W 1989 roku „Rokita” wyrzuciła w powietrze ponad 3,3 tys. ton pyłów (jedna dziewiąta emisji wojewódzkiej) i blisko 10 tys. ton gazów (prawie jedna siódma). Oprócz 4,3 tys. ton dwutlenku siarki, brzeska fabryka wzbogaca atmosferę o acetylen, akrylany, alkohol metylowy, amoniak, anilinę, benzen, chlorobenzen, formaldehyd, tlenki azotu, węglowodory aromatyczne.
Fabryka ma zezwolenie wodno-prawne na spuszczanie 16,4 mln m sześć. ścieków, a wypuszczała w 1988 roku — 21,5, w ubiegłym — 18,9 mln metrów — wszystkie z rygorem oczyszczenia. Tymczasem nie oczyszczono aż 5,9 mln metrów ścieków w 1988, i 5,4 mln metrów w 1989 roku, co w przybliżeniu stanowi 90 proc. ścieków nie oczyszczonych w całym województwie.
„Rokita” ma również niekorzystny wskaźnk odpadów przemysłowych. W woj. wrocławskim wytworzono ich w 1989 roku — 936 tys. ton, z czego składowano 585 (reszta została powtórnie przetworzona), w Brzegu wytworzono 265 tys. ton odpadów, a składowano 248 tys. ton.
Co administracja zamierza wobec NZPO w najbliższym czasie? Stanisław Zięba, dyrektor WOŚ UW we Wrocławiu odpowiedział, że wszyscy najwięksi truciciele otrzymali nie tylko decyzje administracyjne, ale również musieli przedstawić własne harmonogramy przedsięwzięć ograniczających szkodliwe emisje. W czerwcu tego roku w „Rokicie” zlikwidowano wytwórnię fenolu, do końca tego roku zakład zobowiązał się wykonać remont kapitalny elektrofiltru (co obniży wyrzut pyłów o 700 ton). W tym samym terminie planuje się modernizację ciągu technologicznego przy produkcji jednego ze szkodliwych kwasów.
Do końca czerwca 1994 „Rokita” zainstaluje urządzenia do odsiarczania gazów spalinowych w elektrociepłowni, co obniży emisję dwutlenku siarki do ok. 1,3 tys. ton rocznie. Także do połowy 1994 roku fabryka zbuduje składowisko odpadów i osadów z oczyszczalni biologicznej, a także obiecuje wznieść spalarnię odpadów chemicznych stałych i ciekłych.
Dyr. Zięba zapewnia, że ministerstwo wraz z państwową inspekcją gotowe są użyć wszelkich środków, by wymóc na „Rokicie” i innych zakładach działania zapisane w planach. Ale dziś nikt nie daje odpowiedzi na pytanie, co będzie, jeśli mimo wszystko truciciele zbagatelizują te plany?
Serwis
pozaumysłowy
Jeszcze przed wakacjami dyrektor Kombinatu Remontowego „Remur” w Chełmie wydał zarządzenie, iż w celu poprawy rentowności zakładu, każdy pracownik musi udać się na bezpłatny urlop okolicznościowy. Pomysł się powiódł, rentowność wzrosła i każdy, kto poszedł na ten urlop, otrzymał premię z zysku. Nie od dziś wiadomo, że zysk niektórych zakładów państwowych bierze się głównie dzięki przerwom w pracy.
W Gdańsku nieznani sprawcy włamali się do sklepu obuwniczego, z którego ukradli tylko kilkanaście par dziecięcych butów. Czasy takie, że nawet złodziejom stopa nie rośnie?
Polskie Towarzystwo Pielęgniarskie wydało w 1984 roku kolportowane do dziś „Zasady etyki zawodowej polskiej pielęgniarki i położnej”. W punkcie pierwszym czytamy, iż „w pełnieniu swej służby pielęgniarka, położna zobowiązuje się do przestrzegania zasad moralnych, które wynikają z kultury i tradycji pielęgniarstwa polskiego (zawodu pielęgniarskiego i położnych), w tym z najlepszych wzorów polskich pielęgniarek i położnych oraz etyki socjalistycznej”. Kolejny punkt informuje, że „pielęgniarka, położna świadczy usługi jednostce, rodzinie i innym grupom społecznym, samodzielnie i w zespołach”. Biorąc oba punkty pod uwagę, wydaje się, że najlepsze w pielęgniarstwie byłyby przedwcześnie rozwiązane podstawowe organizacje partyjne.
W wytrwale kształtującej najlepszy z ustrojów Kubie, listę towarów deficytowych poszerzono w tym roku m.in. o żyletki, przy czym przepis reglamentacyjny określa, iż każdemu dorosłemu mężczyźnie należą się dwie żyletki miesięcznie, zaś kobietom tylko jedna. Prawdopodobnie chodzi tu o realizację hasła „Każdemu według potrzeb”.
Senator Jarosław Kaczyński z Porozumienia Centrum wyznaje na łamach „Życia Warszawy”: „Chcemy wprowadzić Wałęsę do Belwederu w ramach planu politycznego, który nazwaliśmy przyspieszeniem” Znawcy astrofizyki społecznej przestrzegają tak na wszelki wypadek, że przyspieszeniom często towarzyszą przeciążenia.
Optujący za wprowadzeniem religii do szkół „Express Ilustrowany” przekonuje, iż „supernowocześni Japończycy nie wstydzą się, a nas to oczywiście bardzo śmieszy, modlić się zbiorowo w halach fabrycznych każdego dnia przed rozpoczęciem pracy i prosić swego Boga o opiekę, zdrowie, wydajność i rynki zbytu”. Istotnie, jeśli chodzi o wydajność na naszym rynku, to pomóc nam może tylko żarliwa modlitwa we wszystkich zakładach pracy.
„Gazeta Robotnicza” poinformowała, iż grupa niemieckich nacjonalistów naruszyła granicę w Zgorzelcu. Informacja dotarła do MSZ, które przekazało za nią podziękowanie gazecie, przyznając, że wcześniej nic o incydencie nie wiedziało. Niewykluczone, że nasze przygraniczne służby specjalne nadal nic nie wiedzą, bo nie są takie oczytane.
- ↑ tekst nieczytelny